V-brake - co to takiego? | Różnice między canti i V-brejkami | Dlaczego nie wolno stosować klamek od canti do V-brejków? | Rodzaje V-brejków | Zanim zaczniemy | Regulujemy | Komentarze
Prawie wszystkie współczesne rowery górskie i trekkingowe wyposażone
są w hamulce typu cantilever. Cantilever po angielsku znaczy wspornik
albo dźwignia, a nazwa dobrze oddaje zasadę działania tego typu
hamulców. Wokół wystających z widelców sworzni (ang. pivots) obracają
się ramiona hamulców, tworząc skuteczną w działaniu dźwignię
napierającą klockami na boczne powierzchnie obręczy. Przy dobrze
wyregulowanych hamulcach ich działanie jest bardzo efektywne. Zwróćmy
uwagę, że w rasowych rowerach szosowych prawie nie spotykamy tego typu
rozwiązań. Tu stosujemy inne: hamulce jedno lub dwuosiowe, ale ich
skuteczność jest zazwyczaj niższa. Dlaczego więc nie można by
skorzystać z idei cantilever w kolarkach? Na przeszkodzie staje
względna "wiotkość" ich widelców - przy mocnym hamowaniu
rozjeżdżałyby się na boki jak pręty z wikliny :-).
W połowie lat 90. firma-potentat Shimano, w swoich najwyższych
grupach XTR i XT, wprowadziła pewną odmianę hamulców typu cantilever -
słynne V-brake'i. Pomysł nie był nowy, ale jak to często bywa
w naszym skomercjalizowanym świecie, został tylko w odpowiednim
momencie wyciągnięty z szuflady. Nazwa została zastrzeżona - podobnie
jak np. walkman - zatem wszyscy inni producenci, którzy szybko
podchwycili ideę nazywają swoje V-brejki (dopuśćmy dla uproszczenia to
dość "barbarzyńskie" spolszczenie) hamulcami o uciągu bezpośrednim
(direct pull) albo od ich kształtu - typu V. Dziś większość,
nawet tych najtańszych rowerów wyposażona jest w tanie V-brejki, a wszyscy
ci, którzy ich jeszcze nie posiadają, chcą je koniecznie założyć. Czy
słusznie?
Unikając zbyt szczegółowych rozważań (zainteresowanych odsyłam choćby do
Sheldona Browna),
zastanówmy się czym różnią się tradycyjne hamulce
cantilever - zwane dalej dla uproszczenia "canti" - od V-brejków, a
przede wszystkim: jak te różnice wpływają na działanie obu typów
hamulców i jakie z tego powinniśmy wyciągnąć wnioski. W canti główna
linka ciągnąca, ta która wychodzi z klamki hamulcowej, ciągnie do góry
- za pośrednictwem specjalnego strzemiączka - krótką linkę łączącą oba
ramiona hamulca (nazwa "ramię" wydaje się bardziej obrazowa niż
tradycyjna - "szczęka"). W celu uproszczenia wywodu, celowo pomijam
techniczny sposób prowadzenia tej linki (osobne strzemiączko lub
charakterystyczny łącznik z kółkiem). Jak łatwo sobie to wyobrazić -
wystarczy prosta znajomość praw statyki - część siły ciągnącej
przekazywana jest na ściskanie ramion, a część tracona na
"niepotrzebne" wyciąganie do góry ramion hamulca i sworzni. Jednakże
umiejętne manipulowanie wysokością zawieszenia strzemiączka, czy
stopniem rozchylenia ramion hamulca pozwala na łatwą zmianę stosunku
składowych tych sił (patrz Regulacja hamulców canti).
Regulując ów stosunek możemy uzyskać, w zależności od potrzeb i upodobań,
mniej lub bardziej "ostre" hamulce.
A jak to jest w V-brejkach? Tutaj linka ciągnąca dochodzi z boku i
bezpośrednio, bez żadnych pośrednich przełożeń, ściska oba ramiona.
Zatem cała siła włożona w klamkę (pomijam na razie regulację
"przełożenia" występującą w samej klamce) przenoszona jest
bezpośrednio na ścisk, stąd mówimy o "uciągu bezpośrednim". Hamulce
charakteryzują się wielką siłą ścisku, ale nie mamy wpływu na jej
wielkość. Pojawiły się pierwsze patenty, umożliwiające modulację tej
siły, ale o ich przydatności - jak zwykle w takich przypadkach -
zadecyduje życie. Jedyną możliwością regulacji siły hamowania, a
raczej jej modulacji, jest zmiana stosunku długości ciągniętej linki
do siły przenoszonej w samej klamce. Dlatego lepsze i droższe klamki
do V-brejków posiadają dwa lub trzy ustawienia modulacji, a niektóre
mają nawet płynną regulację. Niestety, zdarza się, że V-brejki,
zwłaszcza w mokrych i błotnych warunkach, działają w sposób
nieprzewidywalny. Ściskając klamkę początkowo nie odczuwamy żadnych
efektów, aż do chwili, gdy zaskoczeni stwierdzamy, ze nasze koło jest
już zablokowane. Nie trzeba nikomu uzmysławiać do czego to może
prowadzić, zwłaszcza w sytuacjach delikatnych lub "paniki na
pokładzie".
Pisząc powyższe wywody, nie chciałbym być posądzony o wrogość do V-brejków.
W dobrych rękach sprawują się one doskonale, chciałbym jednak
ostudzić nadmierny entuzjazm niektórych neofitów, bezkrytycznie
zapatrzonych we wszystkie nowe rozwiązania techniczne. Nie ma róży bez
kolców. Stare, poczciwe canti, trudniejsze w obsłudze i regulacji,
dobrze ustawione, potrafią być nie mniej skuteczne niż V-brejki, a
niekiedy - zwłaszcza w sytuacjach niebezpiecznych - uchronią nas od
niechcianych lotów nad kierownicą.
Pytaniem często stawianym przez kupujących V-brejki jest: "Mam jeszcze
dobre klamki od canti, czy mogę tylko wymienić same hamulce?".
Odpowiedź brzmi: stanowczo nie! Wszystkie powyższe wady i
niebezpieczeństwa V-brejków ujawnią się w dwójnasób. Niektórzy próbują
to robić, nawet chwalą to rozwiązanie, ale tylko do czasu, a ściśle
biorąc - do chwili, w której zmuszeni zostali do gwałtownego
hamowania. Zainteresowanych znów odsyłam do
Sheldona, ale tutaj
pokrótce opiszę główną przyczynę utrudniającą powyższy "mariaż".
Typowe klamki canti różnią się od klamek V-brejk uciągiem, a więc
długością wybieranej linki w trakcie naciskania klamki. Średnio
biorąc, typowa klamka canti, przy tym samym ruchu, wybiera prawie dwa
razy mniej linki niż ta od V-brejków. Stosując zatem klamkę canti do
V-brejków musimy albo prowadzić klocki blisko obręczy, albo pogodzić
się z sytuacją, że hamowanie następuje dopiero po jej długim jałowym
biegu. Gorzej, zgodnie z prostą zasadą fizyki, im mniejszy uciąg
klamki tym większa wywierana siła (mówimy: mocniejsze przełożenie),
siła ścisku będzie jeszcze większa i pojawi się nagle, przy małej
możliwości jej kontroli. Myślę, że wystarczy tych argumentów dla
"oszczędnych" nabywców V-brejków. Trudno, albo decydujemy się na
kosztowną wymianę hamulców łącznie z klamkami (często zespolonymi z
manetkami), albo... pozostajemy wierni canti, dobrze je przy okazji
regulując :-).
Podobnie jak w tradycyjnych canti, wśród V-brejków możemy spotkać się
z kilkoma rozwiązaniami technicznymi, mającymi również wpływ na sposób
regulacji. Najwyższe grupy Shimano (LX dopiero od '99) umożliwiają
równoległe prowadzenie klocków. W tym przypadku, przemieszczanie się
klocka w nachylającym się ramieniu hamulca przypomina nieco ruch wózka
przerzutki; podobna jest też jego zasada działania. W przeciwieństwie
do rozwiązania klasycznego, klocki w trakcie zużycia ścierają się
równomiernie, nie opadają w dół i raz dobrze ustawione, teoretycznie
pozostają takie aż do ich zupełnego starcia. Niestety, rozwiązanie to
ma też swoje wady. Równoległe prowadzenie wymaga zastosowania w
hamulcu kilku dodatkowych punktów ruchomych, w których nieuchronnie -
działają tu bowiem duże siły - powstają luzy. Niewątpliwie rozwiązanie
to jest jednak godne polecenia dla osób nie lubiących zbyt często
"grzebać" przy swoim rowerze.
V-brejki różnią się też sposobem mocowania klocków. W większości z
nich klocek mocowany jest do ramienia pojedynczą śrubą imbusową, a
odległość klocka od obręczy regulujemy podkładkami. W niektórych
jednak (np. Shimano STX RC '99) klocek jest umieszczony tak, jak w
przypadku canti, z cała wynikającą stąd niedogodnością jego ustawienia
i regulacji. Oczywiście nie ma to żadnego wpływu na późniejszą pracę
samego hamulca.
Podobnie jak canti produkowane są lepsze lub gorsze V-brejki, kształt
ramion może być mniej lub bardziej "wysmukły", klocki twardsze lub
miększe, droższe lub tańsze, bardziej lub mniej "kultowe" :-).
Prawie wszystkie operacje wstępne są identyczne jak w przypadku
regulacji hamulców canti, dlatego nie warto ich powtarzać.
Zwróćmy uwagę na stan pancerzy, sworzni i klocków. Pamiętajmy, że ruch
klocka i sposób ich ścierania (z wyjątkiem V-brejków z równoległym
prowadzeniem) jest identyczny jak w canti. Co jakiś czas musimy
sprawdzić czy klocek nie przesunął się już zbyt nisko w stosunku do
obręczy.
W przeciwieństwie do canti, regulacja V-brejków jest czynnością dość
prostą, zwłaszcza w typowych hamulcach, gdzie klocki mocowane są jedną
śrubą. Całość możemy podzielić na dwa etapy: regulację wstępną i
końcową. Zasada jest bardzo prosta: w momencie hamowania oba ramiona
powinny być w miarę równoległe do siebie i do płaszczyzny symetrii
roweru (tylko się nie czepiajcie, że rower nie jest doskonale
symetryczny :-)). Niekiedy, biorąc pod uwagę wygięcie ramion, nie jest
to takie oczywiste, ale pomogą nam w tym dwa odcinki proste znajdujące
się na ogół blisko sworzni po wewnętrznej stronie ramion (patrz zdjęcie).
Na razie luzujemy linkę ciągnącą (śruba imbusowa przy ramieniu
hamulca) i wstępnie ustawiamy właściwą pozycję klocków - każdego z
osobna. Klocek powinien dotykać całą powierzchnią obręczy i być
umiejscowiony mniej więcej pośrodku bocznej powierzchni obręczy, przy
czym ramiona mają spełniać powyższą zasadę równoległości. Klocek
przysuwamy lub odsuwamy od obręczy zamieniając podkładki znajdujące
się po wewnętrznej i zewnętrznej stronie ramienia, a w przypadku
mocowania typu canti - wciskając, mniej lub bardziej, jego trzpień. W
tradycyjnych V-brejkach wystarczy nam jeden klucz imbusowy (na ogół
5 mm), w mocowaniach typu canti, prócz imbusa, musimy posłużyć się także
kluczem oczkowym lub płaskim (na ogół 10 mm). Blokujemy tymczasowo
śruby mocujące klocki.
Teraz przystępujemy do subtelniejszej regulacji końcowej. Dokręcamy do
oporu śrubę baryłkową znajdującą się przy klamce hamulca, a następnie
odkręcamy ją o kilka obrotów w lewo. Luzujemy śrubę blokującą linkę
przy ramieniu hamulca (na ogół imbus 5 mm), ściskamy ręką oba ramiona,
naciągamy linkę i dość mocno ją blokujemy. Wkręcamy śrubę baryłkową o
2-3 obroty i sprawdzamy prowizorycznie czy po naciśnięciu klamki
hamulec "bierze" i w razie potrzeby naciągamy lub popuszczamy linkę
przy ramieniu hamulca.
Odkręcamy śrubę baryłkową przy klamce w lewo, aż do momentu, w którym
klocki zaczną się opierać o obręcze. Przekręcamy śrubę baryłkową nieco
w prawo - klocki powinny już dotykać obręczy, ale nie wywierać na nią
żadnego nacisku. W tym położeniu zabieramy się do precyzyjnego
ustawienia pozycji klocków. Jak zwykle, w przypadku mocowania typu
canti, przydałaby się trzecia ręka (jedna ręka blokuje imbus, druga
dokręca nakrętkę kluczem oczkowym), ale przy pewnej wprawie obejdziemy
się dwoma :-). Chcąc uniknąć późniejszych pisków i jazgotów, warto
przody klocków (licząc w kierunku jazdy) przybliżyć do obręczy nieco
bardziej niż ich tyły. Do tego celu doskonale posłuży nam
jednogroszówka (nowa!), którą wkładamy pod tył klocka (możemy ja nawet
prowizorycznie przykleić) i dociskamy tak zmodyfikowany klocek do
obręczy. Niektóre fabrycznie nowe klocki wyposażone są już w specjalne
wypustki, które zapewniają stosowną różnicę, a zatem możemy się obejść
bez dodatkowych patentów. Tak jak w canti, uważajmy, by klocek w żadnym
położeniu koła nie ocierał - nawet w niewielkim stopniu - o oponę.
Licząc się z możliwymi luzami lepiej zostawić nawet pewien margines
bezpieczeństwa. Klocek nie może być też umieszczony za nisko: będzie
się wtedy nierównomiernie zużywał, a siła hamowania - mniejsza. Śruby
mocujące klocki bardzo mocno dokręcamy.
Wkręcamy śrubę baryłkową przy manetce aż do uzyskania pożądanego, czy
też preferowanego luzu klamki. Na ogół hamulce powinny zacząć działać,
gdy klamka pokonała już 1/3-1/2 ruchu w kierunku kierownicy, ale nie
ma tu sztywnych reguł i zależy to od naszych indywidualnych upodobać.
Blokujemy nakrętką śrubę baryłkową, jeszcze raz mocno dokręcamy
wszystkie śruby: te od klocków i tę blokującą linkę przy ramieniu.
Na koniec wyregulujmy symetrię obu ramion, tak aby po zwolnieniu
odsuwały się na taką samą odległość od koła. Do tego celu służą małe
śrubki z boku ramion. Przykręcając je śrubokrętem zwiększamy naciąg
sprężyny i tym samym stopień odsunięcia danego ramienia, odkręcając -
zmniejszamy go. Jeżeli kręcenie okaże się niewystarczające, możemy
łatwo wypiąć sprężynę z zaczepu ramienia i odgiąć ją w palcach albo -
w sposób bardziej pracochłonny - przestawić punkt zaczepienia w
sworzniu (trzy dziurki).
Zabieramy zestaw kluczy, wybieramy się na małą przejażdżkę i...
ewentualnie poprawiamy wszystko jeszcze raz. Po większej wycieczce
dobrze jest sprawdzić czy nie przesunął się któryś z klocków. Warto
profilaktycznie podociągać jeszcze raz wszystkie śruby mocujące
klocki.
Niestety, grubość okładzin do V-brejków jest stosunkowo niewielka. Nie
wiem, czy wynika to ze sposobu mocowania klocków - rozwiązanie na
jedną śrubę nie zostawia wiele miejsca na grubsze klocki - czy jest to
celowa polityka producentów zachęcających nas do częstej ich wymiany?
Do tego dochodzi duża siła ścisku V-brejków, która nie oszczędza
okładzin. W sumie, przy intensywnej jeździe, musimy się liczyć z
częstą wymianą klocków.
Podobnie jak w przypadku canti, warto jest założyć
booster, zwłaszcza na tylne koło. Boostery stosowane do V-brejków
cechują się zazwyczaj większą sztywnością i ceną :-( niż te do canti.
Porozmawiajmy także o samej technice hamowania. Większość rowerzystów
do hamowania używa dwóch palców, trzymając pozostałymi kierownicę.
Gorąco wszystkich zachęcam do zmiany przyzwyczajeń i hamowania...
jednym palcem, zwłaszcza posiadaczy V-brejków - często dysponujących
nadmiarem siły potrzebnej do zablokowania kół. Nie tylko, że w ten
sposób trudniej doprowadzić do ich blokady (zablokowane koło źle
hamuje), ale tym samym znacznie poprawiamy modulację przykładanej
siły. W razie potrzeby możemy zresztą łatwo ją zwiększyć. Zgodnie z
prawami fizyki wystarczy bowiem przesunąć ręce bliżej końców
kierownicy i naciskać palcem (najlepiej wskazującym) bliżej końca
klamki. Zyskujemy także możliwość trzymania kierownicy aż czterema
palcami - okoliczność bardzo pożądana przy szybkich, wyboistych
zjazdach. A najważniejsze: w sytuacjach awaryjnych, gdy musimy się
uciec się do rozpaczliwego hamowania, unikniemy lotu nad kierownicą. W
swojej praktyce od lat używam tej metody. Tylko niekiedy, w wyjątkowo
trudnych warunkach, przy powolnym zjeździe uciekam się do hamowania
dwoma palcami.
Oczywiście, używamy obu hamulców równocześnie. W przeciwieństwie do
technik stosowanych w jeździe szosowej, można nie oszczędzać hamulca
przedniego. Niektórzy nawet zalecają większe hamowanie przodem, bowiem
w normalnych warunkach, podobnie jak w motocyklu czy samochodzie, jest
ono skuteczniejsze. W pewnych sytuacjach może jednak prowadzić do
nieprzyjemnych skutków. Przy pokonywaniu ostrych zakrętów, gdzie łatwo
o poślizg, albo wjeżdżając na piaszczyste lub żwirowe drogi, nie
mówiąc już o piasku lub żwirze wysypanym na asfalcie, bardzo
umiejętnie dozujmy nacisk na oba hamulce, a zwłaszcza ten przedni.
Przewidujmy! Wszędzie tam gdzie spodziewamy się możliwych komplikacji,
trzymajmy palec na klamce zawsze gotowy do energicznego hamowania.
Na koniec dobra wiadomość dla posiadaczy V-brejków. Zerwanie linki
hamulcowej nie powoduje - prócz utraty jednego hamulca - żadnych
innych przykrych konsekwencji. W canti - pomimo zastosowania
charakterystycznych "shimanowskich" łączników - zawsze istnieje groźba
wciągnięcia linki i strzemiączka pomiędzy koło i widelec.
![]() |
Copyright © 1999 by Andrzej Oziębło
(ypoziebl@cyf-kr.edu.pl) Zhateemelował i zamieścił Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl |
21.09.99 12:02 |