Eleanor Rigby died in the church and was buried along with her name.
Nobody came.
All the lonely people, where do they all come from?
All the lonely people, where do they all come from?
(The Beatles: Eleanor Rigby)
Mniej więcej rok temu w grupie pl.rec.rowery
Andrzej Oziębło opisywał wzruszającą
historię starego, opuszczonego roweru, który mijał co dzień na ul. Chopina
w Krakowie, w drodze do pracy. Tamta historia zapadła mi głęboko w pamięć, lecz
nie sądziłam, że samej przyjdzie mi przeżyć coś podobnego. Czy pamiętacie
może w VI odcinku rower, o którym pisałam:
A tu widać jak na dłoni, że wiara w magiczne zaklęcia nie na wiele się
zda. Smętnie zwisający łańcuch mówi sam za siebie. Cóż z tego, że siodełko
się ostało, skoro na takim rowerze daleko się nie zajedzie. Zaledwie 1
punkt?
Jakież było moje zaskoczenie, gdy dwa tygodnie później zobaczyłam ten
rower nadal stojący w tamtym miejscu, tyle że w znacznie gorszej
kondycji! Czyż ten widok wymaga komentarza? Czyż może być smutniejszy koniec?
Ten biedny rower musiał przecież kiedyś przeżywać okres swej świetności, był
młody, lśniący i wspaniały. Miał kogoś, kto go uwielbiał, adorował, z
pewnością czuł się kochany i szczęśliwy, a teraz dogorywa wśród zwałów
śmieci, niczym stary, zapomniany przez wszystkich i nikomu nie potrzebny,
niedołężny człowiek, o którego już nikt nie dba, którego już nikt nie
kocha. Biedny, samotny, zupełnie bezradny, przykuty łańcuchem do słupa
niczym Prometeusz do skały, szarpany przez ludzkie sępy (bo nie orły
przecież...). Czy to możliwe, żeby ktoś był tak bardzo pozbawiony serca, żeby
po prostu zostawił swój wierny rower na pastwę losu? Takie i jeszcze
smutniejsze myśli kłębiły się w mej głowie, gdy wracałam do domu, mając
wciąż przed oczami wyobraźni ten rozdzierający serce widok.
Nie, to niemożliwe! Nie porzuca się roweru przypinając go jednocześnie grubym łańcuchem. To musi być jakaś jeszcze bardziej dramatyczna historia. Najwyraźniej właściciela coś złego spotkało, nie mógł nigdy więcej wrócić po swój rower. Ale wobec tego czemu nikt z przyjaciół, znajomych, się nie zjawił? Rower stoi przed jakimś małym sklepikiem, więc niemożliwe, żeby należał do kogoś, kto w tym sklepie pracował. Przecież ktoś z personelu okazałby odrobinę serca, nie zostawiałby biednego roweru na pastwę złodziejom. Nie mógł to z pewnością być ktoś mieszkający, czy pracujący w pobliżu. Wiec kto? Przypadkowy klient? No tak, ale przecież nie w sklepie coś złego go spotkało. Tysiące pytań cisnęło się na usta, a samotny rower stał i stał, smagany wiatrem, zasypywany śniegiem, marznący na mrozie, i zapadał się biedak coraz bardziej w sobie, już coraz mniej widoczne były ślady dawnej urody.
Ten obrazek zapadł mi tak głęboko w serce i tak bardzo nie dawał spokoju,
ze parę dni później musiałam pójść tam znowu.
Zmieniła się góra śmieci, a rower stał nadal, tyle że jakby
się jeszcze bardziej przykurczył, zmalał. Widać nawet w pracownikach
nowojorskiego MPO wzbudził współczucie, skoro uszanowali jego tożsamość;
a może tylko nie mieli czym przeciąć łańcucha? Nie, zdecydowanie wolę tę
bardziej humanitarną wersję. Rdza dopadła już nawet łańcuch, a on, rower,
wciąż bronił się resztkami sił przed czekającym go już chyba nieuchronnie
końcem. W międzyczasie znalazł się amator na siodełko, widać uznał je za
ostatni mogący jeszcze wzbudzić zainteresowanie element.
Następnego tygodnia zastałam już tylko puste miejsce.
Uczcijmy minutą ciszy pamięć biednego staruszka, może gdzieś w rowerowym niebie wzruszy się, widząc, że jednak ktoś o nim pamięta.
Poprzedni odcinek | Następny odcinek | Spis treści
![]() |
Copyright © 2000 by Halina Białkowska
(bialkowskihp@worldnet.att.net) Zhateemelował i opracował Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) W zaogonkowaniu pomógł Wojtek Deneka (devix@dumb.iinf.polsl.gliwice.pl) |
24.03.00 22:54 |