Jakże tu spać w wolny sobotni poranek, gdy oszalałe słońce zagląda do okien, a rolę budzika spełnia sunący na tle bezchmurnego nieba rozgęgany klucz ulatujący na północ? Czyż można mieć wątpliwości, że to wiosna, wiosna się zbliża? I czuje się człowiek tak, jak to Tuwim pisał:
Serce pęcznieje, nabrzmiewa,
Wesele musuje w ciele,
Można oszaleć z radości...
Jak tu siedzieć w domu? Grzech byłby ciężki, zatem oczywiście na rower, na rower!!! Skoro nie można na szlak, choć serce się wyrywa, to chociaż do Nowego Jorku, gdzie zawsze coś ciekawego się dzieje. Ponoć szczęście rzecz względna, a już w pełni całkiem nieosiągalne :).
Choć drapacze chmur zaglądają mi niemal do okien, chcąc uniknąć posiłkowania się transportem samochodowym, trzeba do City udać się okrężną drogą, przez wspomniany już kiedyś most Waszyngtona. Tak, tak, oni tu też taki mają :). Dojazd mało ciekawy, ponad pół godziny wśród pędzących aut, ale można to potraktować jako trening sprawnościowy. Always look at the bright side of life.
Na otarcie łez ostatni odcinek drogi ambitniejszy, całkiem spora górka do
pokonania; są tacy, co podchodzą, ale to nie my, dwie "góralki" :). I
oto już most w pełni swej krasy. Tak, tak, nie przesadzam, mogę się
podeprzeć słowami takiego autorytetu, jak Le Corbusier, który w swoim
czasie nazwał go najpiękniejszym mostem świata, dodając przy tym, że
"to jedyny element gracji w tym bezładnym mieście". Nie wiem, ilu
nowojorczyków zgodziłoby się z tą opinią, bo w gruncie rzeczy za
najpiękniejszy nadal uważają Brooklyn Bridge, pierwszą na świecie
wiszącą stalową konstrukcję. Warto też pamiętać o datach. Most
brooklyński został skonstruowany końcem XIX wieku, most Waszyngtona to
lata dwudzieste naszego stulecia. W obecnych czasach jest na świecie
sporo dłuższych i efektowniejszych mostów, trudno natomiast
stwierdzić, ile z nich darzonych jest równie wielkim sentymentem.
Plany połączenia obu brzegów rzeki Hudsona powstały już w drugiej połowie
XIX wieku, ale do ich realizacji doszło dopiero w latach dwudziestych naszego
stulecia. Głównym inżynierem został szwajcarski imigrant Othmar H.
Ammann, on też był autorem pomysłu zbudowania most dla ruchu
samochodowego i pieszego, a nie - jak początkowo planowano - kolejowego.
Oficjalne otwarcie nastąpiło w 1931 roku, a pierwszymi "gośćmi" byli
dwaj chłopcy na wrotkach :). W latach 1958-62 dobudowano drugi, dolny
poziom, bez zakłócania ruchu na istniejącym wyższym poziomie.
Roczna przepustowość mostu, mierzona w jednym kierunku, wynosi około 40 milionów aut.
Jeśli pomnożyć tę liczbę przez wysokość pobieranego myta, czyli po 4 dolary od
samochodu osobowego i każdej osi w samochodach ciężarowych, można mieć
wyobrażenie o dochodowości tej inwestycji. Na szczęście, ani piesi,
ani rowerzyści nie muszą przechodzić przez bramkę :).
Może przy okazji trochę liczb. Długość przęsła, pomiędzy "wieżami" wynosi około 1600 m, dolny poziom mostu wznosi się około 40 m nad wodą, górny, ten wcześniejszy, mniej więcej 67 m. 25 m wieży po stronie New Jersey (prawy brzeg) stoi pod wodą, podczas gdy wieże po stronie Nowego Jorku zbudowano na lądzie, z powodu głębokiej szczeliny w dnie rzeki.
Piękna pogoda sprawiła, że kto żyw wyruszył z domu, a w szczególności ci
wszyscy wspaniali mężczyźni na swych wspaniałych szosowych maszynach.
Po kładce dla pieszych i rowerzystów co raz przemyka jakiś rower, z
pełnym zachowaniem bezpiecznej prędkości i nienaruszalności licznych
spacerowiczów i "joggerów". Przychodzą bowiem na most i ci, którzy chcą
podziwiać wspaniały widok na szerokie ujście rzeki Hudsona i brzeg porośnięty
drapaczami chmur.
Tym, którzy mimo wszystko chcieliby się nadmiernie rozpędzić, przypominają o zachowaniu ostrożności, jak i o obowiązujących priorytetach, umieszczone co kawałek znaki. Dwujęzyczne, żeby nie było tłumaczeń, że ktoś nie zrozumiał :), bo nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, że hiszpański jest drugim co do powszechności użycia językiem w Stanach, a są rejony, gdzie wręcz pierwszym.
![]() |
![]() |
Niestety, radość, acz wielka, krótko trwała; szczęście skończyło się po paru
kilometrach ogromnym samochodowym parkingiem i picnic area.
Zaś powrót zepsuł mi do końca taki jeden bardzo nieprzychylny znak, przy
wjeździe na ścieżkę, z przekreślonym rowerem. Nie zawróciłam, ale jechałam z
przekonaniem, że pracuję być może na kolejną rozprawę sądową o zakłócanie
porządku publicznego, podczas gdy pierwsza
ma się odbyć w najbliższą środę. Takie tu zwyczaje panują, że
zamiast po ludzku mandat wlepić, to człowieka po sądach ciągają.
Gdyby więc tak się złożyło, że w ciągu następnych kilku tygodni nie pojawiłby
się żaden następny odcinek, to bardzo Was proszę o moralne wsparcie i
zorganizowanie jakichś publicznych manifestacji przed ambasadą amerykańską
przeciw wtrącaniu do lochów niewinnych ludzi, w dodatku rowerzystów :).
Poprzedni odcinek | Następny odcinek | Spis treści
![]() |
Copyright © 2000 by Halina Białkowska
(bialkowskihp@worldnet.att.net) Zhateemelował i opracował Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) |
13.03.00 20:22 |