Opowieści amerykańskie - odcinek V

Odcinek V: Jak się nie ma, co się lubi...

...to się sobie wmawia, że bez śniegu i zimy tez można żyć. W końcu za czym tu tak znowu tęsknić? Nawet jak się zdarzy, że takie białe płatki pokryją nocą ulice śnieżną bielą, to służby porządkowe - oczekujące zajęcia jak kania dżdżu - z miejsca wszystko sprzątają. Myju, myju, chlastu, chlastu, i już śladu nie ma po tym, co niektórzy tak poetycznie nazywają puchowym trenem. Nawet szans nie dadzą, żeby w mokrej brei po kostki brnąć, buty przemoczyć, zostać ochlapanym błotem przez pędzące samochody. Za grosz romantyzmu w tych praktycznych do obrzydliwości Amerykanach.

Nic to, pocieszam się myślą, że jest taki kraj, który wprawdzie kojarzy się niektórym z biegającymi po ulicach białymi niedźwiedziami, ale w którym śnieg jest tak unikalnym zjawiskiem, że służby drogowe za każdym razem są nim całkowicie zaskoczone.

Mapa Central Parku - część południowa (7 KB) Mapa Central Parku - część północna (6 KB) Dość narzekań! Jest słoneczna niedziela, termometr radośnie wskazuje +10 C, a zatem - show time! Ruszamy na kolejną przejażdżkę po Central Parku!

Dopiero czubek góry lodowej zdążyłam Wam pokazać, a przecież park kryje w sobie tak wiele niespodzianek. Czy jeśli napiszę parę słów o historii powstania parku, to będzie już oznaczało, że mama Aarona wyszła na spotkanie kółka chasydzkiego i tylko tatuś został w domu? :)

Dziewiętnasty wiek to okres gwałtownego rozwoju Nowego Jorku - ze wszystkimi tego konsekwencjami. Mniej więcej w połowie wieku poeta Cullen Bryant stanął na czele ruchu na rzecz stworzenia publicznego parku na Manhattanie, zanim żarłoczny biznes nie wessie ostatniego kawałka ziemi. Ruch znalazł poparcie paru liczących się polityków (pewnie zbliżała się kampania wyborcza) i w 1856 roku miasto kupiło za pięć milionów dolarów zdewastowany teren, będący wysypiskiem śmieci i miejscem, gdzie Nowojorczycy bezprawnie wypasali bydło. Tak, tak, jakże inaczej wyglądał Manhattan 150 lat temu...

Dwadzieścia następnych lat zajęło przygotowanie terenu pod obecny park. Wywieziono 10 milionów fur śmieci, posadzono około 5 milionów drzew ponad 600 gatunków, rozsypano pół miliona metrów sześciennych żyznej ziemi i... położono 62 mile rur ceramicznych dla nawadniania. Central Park, choć wydaje się naturalnym kawałkiem dawnego Manhattanu, był - jak widać - całkowicie stworzony ręka człowieka. W obecnych granicach zajmuje około 337 ha, więcej niż na przykład Hyde Park wraz z przylegającymi Kensington Gardens (sprawdziłam :)). I też został zaprojektowany z ogromna dbałością o najmniejsze szczegóły, w oparciu o najlepsze wzory angielskiej szkoły.

Dosyć już tego przynudzania, ruszamy w drogę.

Te wycieczkę zaczniemy z południowego krańca parku, odwrotnie niż poprzednio. Można się swobodnie poruszać, bo choć generalnie parę parkowych arterii spełnia funkcje komunikacyjne, to w weekend są one zamknięte dla samochodów. Główna pętla, czyli Center Drive (do obejrzenia na zdjęciu w pierwszym odcinku), służy na równi rowerzystom, wrotkowiczom i joggerom. Spacerowicze wola bardziej malownicze nieasfaltowane ścieżki. Niektórzy rowerzyści też by woleli, ale niestety... znaki z przekreślonym na czerwono rowerem ostrzegają, że można popaść w konflikt z parkową policją, której sporo tutaj w wolne dni. Na własnej skórze się przekonałam, że nie ma żartów: chcąc zrobić ostatnie już tego dnia zdjęcie, zarobiłam mandat. Nie pomogły przymilne prośby ani tłumaczenia, że nie wiedziałam. Policjant z kamienną twarzą zażądał dokumentów, wypisał mandat, po czym oznajmił, że jeśli czuję się winna, to mam osobiście uiścić stosowną opłatę na posterunku policji. W przeciwnym razie mogę stawić się 18 lutego na rozprawę w sądzie. Na pytanie jak wysoka ta opłata, usłyszałam, że wszystkiego się dowiem pod wskazanym adresem. Na końcu, jakby gwoli wytłumaczenia się, dodał, że takie mają rozkazy, bo trzeba... ukrócić rozpasanie rowerzystów. Pomyśleć, że niedawno przedstawiałam Nowy Jork jako rowerowy Eden. Nic to, always look at the bright side of life, jak śpiewał pewien sympatyczny pan.

Mostek Trefoil Arch (8 KB) Czy znacie genialną filmową adaptację Hair Milosza Formana? Jeśli nie, to koniecznie musicie zobaczyć, bo nasza wycieczka po parku będzie w dużym stopniu wycieczką śladami bohaterów filmu. Czyż można się dziwić moim fascynacjom, skoro nawet wybraniec narodu wybranego jej nie ukrywa? Wjeżdżamy do tajemniczego i malowniczego tunelu pod mostkiem Trefoil Arch. To tam zaczyna się pierwsza scena muzyczno-baletowa, tam Berger w świetle migoczących pochodni odczytuje, a potem pali wezwanie do wojska.

Dzieci na Alicji (9 KB) Z inżynierskiego punktu widzenia mostek stanowi element bardzo nowatorskiego w swoim czasie bezkolizyjnego rozwiązania ruchu w parku - jak kilka innych mu podobnych, choć może mniej sławnych. Na szczęście parkowy architekt był najpierw artystą, dopiero potem inżynierem.

Z romantycznego półmroku wyjeżdżamy na zalaną światłem ścieżkę i podjeżdżamy do odlanej z brązu Alicji, siedzącej niczym pan Gąsienica na kapeluszu grzyba, w otoczeniu książkowych postaci, m. in. Marcowego Zająca i Kapelusznika. Parkowi puryści uważają ten pomnik za kicz, ale dzieci, nie zważając na ich opinie, uwielbiają się po nim wspinać.

Młody adept trialu (6 KB) Tuż obok Alicji inna ciekawostka. Młody adept trialu daje popis swoich umiejętności, wzbudzając niekłamany zachwyt siedzącej na ławce publiczności. Zyskał sobie też z mety moją sympatię, a to głównie z powodu rowerka wiadomej firmy.

Boathouse Bicycle Rental (8 KB) Po zatrzymaniu w kadrze i tego obrazu ruszamy dalej, by chwilę potem zobaczyć napis bicycle rental w mało ciekawym miejscu. Żeby nie być posądzoną o stronniczość, pozwólcie, że posłużę się cytatem z przewodnika: "Za przystanią znajduje się otoczona ohydną siatką druciana wypożyczalnia rowerów". Niestety, nie wiadomo, jakiej klasy sprzęt oferują, bo wypożyczalnia czynna jest tylko od kwietnia do października. No cóż, trudno, byle do wiosny!

Policjantki na koniach (8 KB) Na szczęście pojawia się inny, niezwykły obraz. Sen czy jawa? Oto zbliżają się dwie urocze policjantki na pięknych koniach. Aparat, szybko aparat! Scena żywcem wzięta z... no oczywiście, że z Hair. Wprawdzie konie nie stają dęba ani nie przebierają kopytami w takt The Age of Aquarius i nikt w tym czasie nie tańczy, ani czarna piękność nie śpiewa, ale i tak skojarzenia są jednoznaczne.

Break-dancerzy (6 KB) Ech, to może przy okazji jeszcze jedno miejsce z filmem związane. Wyłożony klinkierową cegłą placyk wokół sadzawki z Bethesda Fountain. Właśnie tu zaprawiony pierwszy raz w życiu potem Bukovsky śpiewa, na tle zstępującego z postumentu anioła, I believe in God. I nam też dane jest słyszeć muzykę, acz bardzo odmienną. W rytm rapu trójka break-dancers popisuje się swoimi sztuczkami. Przysiadam na stopniach i próbuję "chwytać życie na gorąco". W zaaferowaniu nie zauważyłam, że to te same stopnie, na których w filmie czarnoskóra piosenkarka śpiewa Ain't got no home.

Czy odnosicie już wrażenie, że mam obsesję? Obiecuje, że to będzie koniec filmowych refleksji, ale pozwólcie na ostatnią dygresję. Co najmniej dwa razy pojawia się w Hair rower. Raz podczas pikniku hippisów na Sheep Meadow, drugi, gdy trzy białe gracje śpiewają Black boys are so sexy. Musicie to zobaczyć! Przyrzekam solennie, że już ani razu dziś słówkiem na temat filmu nie wspomnę.

Wróćmy zatem do naszych baranów, czyli fontanny i sadzawki. Choć prawdziwa Betesda w Jerozolimie miała własności uzdrawiające, dzięki zstępującemu do niej co czas jakiś aniołowi, to podejrzewam, że replika nie tylko ich nie ma, ale przeciwnie, wchodząc do sadzawki zdrowym, można wyjść chorym. Nie wygląda na bardzo czystą.

Tony i jego dzieciak (8 KB) Kiedy występ i zbiórka wolnych datków (widzicie ten wymowny zielony kubeł - bez niewłaściwych skojarzeń proszę) się skończyły, zamierzamy ruszyć w dalszą drogę. Zanim to nastąpiło - kolejna wstrzymującą nas ciekawostka. Oto bowiem spotykamy parę oryginalnych rowerzystów. Tony i jego syn Jonah na tug-along, który ja w myślach nazwałam sobie semi-trail-gator. Tony powiedział mi, że "przyczepka" kosztuje $180-250, w zależności od rozmiaru ramy i konfiguracji. Dodał też, że świetnie im się w ten sposób jeździ, zaliczyli już nawet pofałdowane tereny i nigdy nie było żadnych problemów. Mały Jonah wyraźnie najbardziej cieszy się ze swojej chorągiewki. Na koniec rozmowy panowie chętnie godzą się pozować, zwłaszcza gdy obiecałam, że zdjęcie znajdzie się w Internecie.

Nasz król z mieczami (6 KB) Czy wspominałam już może, że szykuję Wam wielką niespodziankę i cały czas krętą drogą zmierzamy ku niej? Trzeba wzmóc napięcie, żeby efekt był większy, toteż po drodze zatrzymamy się jeszcze na chwilę na Mall, by podziwiać wrotkowe ewolucje Patryka.

A potem już całkiem prostą drogą zmierzamy ku pomnikowi pewnego króla z dalekiego kraju. Król wznosi wysoko dwa miecze, dopiero co otrzymane w ramach bezzwrotnej pomocy. Pomnik został wykonany przez Stanisława Ostrowskiego w 1939 roku.

Widzę wyraźnie znużenie na Waszych twarzach. Nie da się ukryć, że jak na jeden raz było tego sporo. A zatem dosyć zwiedzania na dzisiaj, chowam aparat i jedziemy z Lawinką na Central Drive, zaliczyć dwie szybkie pętle, niekoniecznie po płaskim. Na koniec i tak nie oparłam się pokusie zrobienia zdjęcia rowerzyście pomykającemu na Spinergy, które i tutaj są raczej rzadkością.

A nazajutrz, w poniedziałek, od rana pada deszcz i jest ponuro. Pogoda dla bogaczy? Czasem i tym niezbyt zamożnym sprzyja.

Poprzedni odcinek | Następny odcinek | Spis treści


Copyright © 2000 by Halina Białkowska (bialkowskihp@worldnet.att.net)
Zaogonkował, zhateemelował i opracował Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
    10.03.00 22:03