Relacja uczestnika | Grupowe zdjęcie | Lista obecności
Jest niedziela, 1 sierpnia 1999. Budzik dziś nie dał mi się wyspać, bezlitośnie zaryczał o 3.30. Żeby w niedzielę tak wcześnie wstawać, kto to wymyślił?! Zwlokłem się z wyra, łazienka, śniadanie, rower za rogi, na samochód go i w drogę. Jeszcze tylko zajechałem po ANS-a i razem ruszyliśmy zdobywać Zabierzów. Była 5.45, jak minęliśmy Janki. Wrrrrrr, auto warczy, radarowcy za każdym zakrętem. Wreszcie Zabierzów. Z daleka widzimy kolorową grupę z rowerami. O kurczę, ale ich dużo! Dowlekliśmy się oczywiście jako ostatni. Zgasiłem silnik kilka minut po 10.
Okazało się, że przegapiliśmy najciekawsze. Jakaś Zabierzowianka w geście przyjaźni powitała naszą
grupę gradem pomidorów z okna. No cóż, co nam było robić? W wielkim pędzie poskładaliśmy rowery,
jeszcze pamiątkowa fotka i w drogę.
Główny Hanys zapowiadał 100 km... Hmmm, ciekawe co z tego wyjdzie? Po 3 km dochodzimy do
wniosku, że jest nas za dużo i rozdzielamy się na dwie grupy, extrema pod dowództwem Holmesa
ruszyła sobie znanymi wertepami, my pod światłym przewodnictwem Zbooya popędzimy swoją drogą.
Przeprawiamy się przez pierwsze strumole, ale był przy tym ubaw! Mijamy dawną granicę miedzy
zaborami rosyjskim i austriackim. Na niej główny strumień i pierwsze zawody w ochlapywaniu rowerów
i siebie nawzajem. Jedziemy dalej. Zbooy prowadzi nas do jednej z wielu jurajskich jaskiń -
sympatyczna dziura w skale. Znów wyciskające pot z czoła podjazdy i szalone zjazdy. Na jednym z
nich urywam linkę hamulca, mam zapas, dwie minuty i naprawione. Zjeżdżamy w dolinkę. Tam pierwsze
tankowanie bidonów. Czekamy na extremę. Co, jeszcze ich nie ma??? O! Warzywko! Czyżby ktoś z rana
wypowiedział nieopatrznie to magiczne słowo? No tak! I jest efekt, zaczyna padać, na szczęście
tylko kilka kropel. Znowu się sprawdziło, warzywko działa!
No, są pierwsi extremiści. Gdzie oni jeździli? Chyba ostro dawali, bo po drodze mieli kilka
defektów. Komuś się korba urwała. Jest i Dawaj Lama, co nie wie, co to błędnik, gdy na rower
wsiądzie. Namawiamy go do zjazdu po prawie pionowych schodach, czai się, czai... W międzyczasie
jakaś rodzinka zaczyna się wspinać pod górę. Ktoś z nas poinformował ich o sytuacji. Trzeba było
widzieć, jak szybko się ze schodów wycofywali! Znów kupa śmiechu. Ostatecznie nie zjechał, i dobrze,
bo pewnie by się zabił. Próba zjazdu z ostatnich kilku schodków skończyła się forsowaniem barierki
i godzinną naprawą koła skręconego w ósemkę.
Wreszcie jedziemy dalej. W górę, w dół, w górę, w dół, strumol do ochlapywania wszystkiego wkoło, troszkę błota, ktoś złapał gumę, normalna żołnierka, ale jaka przyjemna. Zjeżdżamy, zatrzymujemy się, liczymy. Ups! Kogoś brakuje. Gdzieś przepadł jeden z Warszawiaków. Konsternacja. Co robić? Szukać go? Poczekać, aż dojedzie? Po dłuższej naradzie zdecydowaliśmy się poświęcić go dla reszty. Prawdopodobieństwo odnalezienia było żadne, nie wiadomo, gdzie pojechał. Raczej się nie rozbił, bo pewnie byśmy o tym wiedzieli, nie jechał ostatni. Czy ktoś ma jego numer telefonu? Nie, ale jest adres. Dzwonimy do BOK-u TP S.A. i już mamy numer, ale do domu! W domu nikogo nie ma i tu się łańcuszek urywa, Warszawiak przepada na dobre. Trudno, jedziemy dalej. Po drodze wielki kamieniołom. Ogromne urwisko robi wrażenie. Z boku stoi gigantyczna koparka, chyba zepsuta, koło niej równie ogromne kółka zębate, ktoś chce sobie wymienić jedno z kółek w rowerze na te od koparki. Tłumaczymy mu, że to chyba nie najlepszy pomysł, bo jedno takie kółko waży więcej, niż wszystkie nasze rowery.
Zjeżdżamy dalej, teraz będziemy szukać Jamali. Nie ma go dziś z nami, buuuu! Wjeżdżamy do wsi. Czy
to pudło z wyciętym rowerkiem to znak od Jamali? Tak! Znalazł się! Zabieramy go z rodzinnej imprezy
i ostatni podjazd jedziemy razem. Na górze zatrzymujemy się. Jakoś nas mniej. Cześć już nas
opuściła. Pomału kończą się Hanysy VI. Czas i na mnie: zjeżdżam do Zabierzowa. Jest ósma wieczorem,
u mnie na liczniku 64 km, prawie 4:30 jazdy. Czas do domu, jutro poniedziałek, robota czeka. Po
drodze jeszcze psuje mi się samochód, na szczęście niegroźnie - po 20 minutach operowania
narzędziami jedziemy dalej. Na stacji benzynowej spotykamy Michała Kociołka - wyjechał kilka minut
przed nami. O 1.30 w nocy ANS opuszcza gościnne (zardzewiałe) progi mego blachosmroda, ja dojeżdżam
do domu koło 2. Ufff. Spać!
Kolejna impreza pl.rec.rowery dobiegła końca. Podkrakowskie dolinki
częściowo odkryte. Było cudownie, jak zawsze. Świetne towarzystwo, doskonałe prowadzenie wycieczki
przez Zbooya, kupa śmiechu i oczywiście koooltowy wysiłek na rowerach. Kocham to, po prostu uwielbiam!
To jest lepsze niż.... a co ja będę swoje tajemnice ujawniał... Jeszcze moja dziewczyna to przeczyta :-)
Dziękuję wszystkim, co przyczynili się do zorganizowania tak wspaniałej zabawy, naprawdę było wyśmienicie, lepiej niż w raju!
A w następny weekend w Świętokrzyskie. Na dwa dni! Tym razem ja będę maczał swe palce w organizacji, może choć w części się Wam odwdzięczę za te cudowne chwile.
Piotr Szlachta (pszlachta@supermedia.pl)
PS. Chcecie wiedzieć, którędy jechaliśmy? Przyjrzyjcie się mapie naszej trasy (116 KB).
1. Adam "ANS" Nakiela 2. Piotrek Szlachta 3. Robert Cieślik 4. Tomek "Bruno" Bergier 5. Tomek "Full 2G" Dermin 6. Szymon "Zbooy" Madej 7. Tomek "Holmes" Gadowski 8. Mateusz Owdziej 9. Jurek "Yurko" Ryba 10. Ernest Jamro |
11. Tomek "Pisiek" Pisiewicz 12. "Mayky" 13. Andrzej "AndPi" Pietrzyk 14. Krzysztof Wandachowicz 15. Bartłomiej Molawka "P.O.S." 16. Kuba "kami" Kamiński 17. Artur "Arczii" Topyła 18. "Spider" 19. Michał "Barnej" Skrzypalik 20. Tomek Drygała |
21. Mateusz "Szadok" Szady 22. Lubomir Plutecki 23. Aleksander "Olo" Dębski 24. Michał Kociołek 25. Paweł Urbaczek 26. Łukasz "Holmes Jr." Gadowski 27. Michał Pietrzyk 28. Halina Białkowska 29. Tomek "Wicher" Gertner |
![]() |
Relacja copyright © 1999 by Piotr Szlachta (pszlachta@supermedia.pl) Małe zdjęcia copyright © 1999 by Tomek "Full 2G" Dermin (tomaszd@rentrans.pl) Zdjęcie grupowe copyright © 1999 by Andrzej "AndPi" Pietrzyk (andpi@friko2.onet.pl) Opracowanie Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) 1999 | 17.11.99 13:22 |