W sobotę 17 lipca 1999 r. odbyła się wycieczka pod kryptonimem Hanysy IV
(potem się okazało, że V :-)).
Oto wrażenia kilkorga jej uczestników, ozdobione zdjęciami Olka Lipowskiego...
Kompletny fotoreportaż jest na osobnych stronach.
Viva Hanysy!
...A wszystko przez Halinę i Zbooya!!!
Mieliśmy z Piotrkiem jechać w Góry Świętokrzyskie. Ale nadeszły 2 listy - od
Zbooya i Haliny. W kilku słowach dowiedzieliśmy się, że żadne tam
Świętokrzyskie (jeszcze ponoć postoją), ale Jura i koniec! Cóż było począć
:-) Nie bez radości w sobotni ranek wyruszyliśmy ze stolicy. Trochę
przesadziłem z godziną wyjazdu (sorry Piotrku za tę 5:00) i w efekcie nasza
Fiestka stygła na parkingu w Podzamczu k. Ogrodzieńca już przed 9.
Widząc, że nikogo nie ma, objechaliśmy skały, na których dźwiga się zamek. Pięknie wrośnięty w jasne skały zamek wzniósł w latach 1530-45 na miejscu gotyckiej warowni kasztelan krakowski Seweryn Boner. Dziś nagie mury i oczodoły okien malowniczo wznoszą się nad okolicą. Po obejrzeniu dzieła pana Seweryna pojeździliśmy kilka minut po okolicy, aby po powrocie pod zamek spotkać organizatorów wycieczki - Wielkich Hanysów :-). Gdy przenieśliśmy się na parking, był tam już Zbooy i reszta ekipy. W atmosferze składania rowerów i wycierania smaru z cieknącego amora czekaliśmy na Halinę. A nie miała łatwej podróży. Po kilku sprzecznych ze sobą telefonach okazało się, że jurajski diabełek, zazdrosny o swoje skały, posunął się nawet do zerwania trakcji kolejowej!!! W końcu, samosmrodem, dotarła nasza Halina na parking.
Ruszyliśmy! Na początek Hanysy przygotowały skalną szczeline na tyle wąską,
że trzeba było podawać sobie rowery. Potem nastąpił fajoski zjazd lasem,
niestety przypłacony najpierw pęknięta dętką, a jak się okazało potem,
zgubioną komórką i kluczykami do samochodu (te ostatnie zaginęły chyba na
zawsze, prawda?) A potem tośmy mieli podchody. Zasada prosta: jedna grupa
szuka drugiej, w czasie, gdy tamta szuka pierwszej. Ale myśmy przynajmniej
zobaczyli strażnicę na skale :-) (dzięki Zbooyu!). W końcu, gdy
przystąpiliśmy do pisania listu zguby się znalazły (oni twierdzą, że to myśmy
się znaleźli...). Znowu piękne widoki i jeszcze piękniejsze zjazdy (i
wjazdy). A potem kolejna dziura i znowu łatanie.
Pomysłowy Zbooy szybko urozmaicił nam oczekiwanie, namawiając podstępnie Jamalę do próby downhillu z pobliskiego zbocza. A ten tak się rozochocił, że wdrapał się i zjechał powtórnie. Hanysy nie mogły być gorsze i ich przedstawiciel na stosownej maszynie pomknął w chmurach piachu na dół zbocza (a tak przy okazji - czy zapiąłeś kask? Bo na zdjęciu powiewają jakieś tasiemki...).
Po postoju kolejnym punktem programu była pustynia! Zawsze chciałem ją zobaczyć, od
kiedy na lekcji geografii dowiedziałem się, że Polska nie gorsza i własną
pustynię posiada. Niestety, troszkę zarosła i zadrzewiła się, ale zawsze to
coś... Gdy tylko dotarliśmy na jej skraj, okazało się, że nie jesteśmy sami!
W trawie stały dwa dorodne bażanty. Cichuteńko porzuciliśmy nasze maszyny i
skradaliśmy się w ich kierunku, aby rozpocząć bezkrwawe łowy. Gotowi na
pozycjach, próbowaliśmy spłoszyć ptaki ku zwiększeniu efektu fotki. Te jednak
były spokojne do tego stopnia, że można je było pogłaskać!!! Szkoda tylko, że
były wypchane!
Po tym żarcie tubylców rozpoczęliśmy podchodów część drugą. Tym razem dla zwiększenia trudności wszystkie komórki miała jedna grupa. A co, tak na łatwiznę iść? Po kolejnym łataniu dętki jedna z grup "niechcący" podzieliła się na dwie mniejsze, które na szczęście dało się w końcu zebrać razem. I tak do końca wycieczki znowu się goniliśmy po lasach. Ja to się już nawet zabierałem do badania tropów opon... Ale każde podchody mają swój koniec. Łącznie zrobiliśmy od około 58 do 68 km w zależności od grupy. Zakończyliśmy wspólnym jedzonkiem na Podzamczu.
Nie będę pisał "niech Ci co nie byli żałują", bo to oczywiste :-). Po prostu dziękuję Wam wszystkim, bo było mi strasznie fajnie! I będę ten wyjazd wspominał tak ciepło, jak Zlot II i Zbooy-ową wycieczkę wokół Ojcowa. Takie wyjazdy w tym roku zastępują mi urlop i dają nowe siły do pracy. Do zobaczenia ponownie!!!
Olek (aleksander.lipowski@mclane.pl)
Powiem szczerze, jestem leń i ranne wstawanie nie jest tym, co lubię
najbardziej. Więc pomimo, że marudziłem (4.30... Ufff brzmi nieźle?), to
absolutnie nie żałuję. Cudny dzień. Wspaniali ludkowie, cudna okolica,
pogoda super... i pewnie niejedno jeszcze super. Ci, co zdezerterowali,
niech żałują!
Dodam moje trzy grosze. Okolice Ogrodzieńca (ach ten zamek! Odjazd - nigdzie
tak wspaniale wtopionego w skały nie znajdziecie!) są naprawdę super
terenem dla ludzi którzy chcą pojeździć po górach ale mają np. stracha (albo
wątpliwości dam radę czy nie, itp.). Uwierzcie mi, prawie całe życie
jeździłem po płaskim.
Pierwsza eskapada w jurę była naprawdę dla mnie dużym wyzwaniem (choć prawie mu podołałem :-)), o tyle trasy, które w sobotę zrobiliśmy, były dużo prostsze, ale zawierały to, co na górkach jest najlepsze. Ładne widoki (i podjazdy, dzięki którym widoki te można podziwiać sapiąc - można by rzec "podziwiać z otwartą gębą" ;-)), świetne zjazdy - i te "proste" na krechę po kamieniach, i te "smaczniejsze" leśne, np. zaraz za Ogrodzieńcem... Dla każdego coś miłego, ale co najważniejsze, nie są to tylko zjazdy i podjazdy, ale sporo płaskich odcinków, na których można sobie odpocząć. Polecam!
Każdy kto się waha, niech tam jedzie i będzie mógł sam ocenić. Polecam szczególnie Warszawiakom co to jedynie jedną górę mają - Kalwarię :-))))). To jedynie 3-4 godziny samochodem.
Piotrek (piotr.sawka@natned.com.pl)
WIELKIE Dzieki wszystkim za mile przyjecie i wspaniala atmosfere. Moja piekniejsza polowa juz teraz mowi mi o nastepnym wypadzie (kiedy???, kiedy????????). A o tym, ze bylo milo i poziom dobrego humoru podniosl sie we krwi o 200% (bez skojarzen...), niech swiadczy fakt, ze o piatej rano podobno smialem sie glosno przez sen przez pol minuty.
deFrog (rwendell@it.com.pl)
A ja jeszcze dodam, ze pelni szczescia dopelnilo piekno
przyrody.
Nie zabraklo tego,co niektore tygrysy itd., a wiec trzasku
"kultowych" galazek i... szyszek, piachu pod oponami (w srodku
tez :)), a takze takiego uroczego miejsca, "tam, gdzie rosna
poziomki", slodziutkie, aromatyczne i przywodzace na mysl
wspomnienia dziecinstwa, jak to ladnie ujal Olek.
Mieszkancy rozleglych nizin mazowieckich tez mieli swe chwile satysfakcji, gdy pozostali uczestnicy, z terenow nieco bardziej pofaldowanych, narzekali na uciazliwosci jazdy w piachu. "Piach? To wyscie jescze prawdziwego piasku nie widzieli!" No, pewnie nie, bo nawet slynna Pustynia Bledowska bardziej krzaczasta sie okazala niz piaszczysta. Za to w tych krzakach udalo nam sie przydybac kuropatwe i bazanta. Na wstrzymanym oddechu obserwowalismy te niecodzienna parke, gdy mayky uwiecznial ja swoim Canonem. Ptaki zas ze stoickim spokojem pozowaly do zdjecia, bo po dobrej chwili okazaly sie byc... atrapami :)))))
Zas w czesci artystycznej byly mrozace krew w zylach pokazy DH w wykonaniu jamali i Tomeczka "fulla" Dermina. Szkoda, ze panstwo tego nie widzieli!
HANYSY rules, przybywajcie wiec tlumnie nastepnym razem.
Halina (halinab@polbox.com)
Wielkie podziękowania dla kochanych organizatorów wypadu - choćby za ich
cierpliwość w spraszaniu gości (w końcu dopiero IV wypad zaowocował
taaaaką frekwencją :-)). Słowa uznania należą się również pewnej Pani,
która skutecznie zachęciła wielu grupowiczów do przyjazdu ;-)), oraz
wszystkim uczestnikom, którzy zrobili właściwą atmosferę i zadbali o
atrakcje... :-))
Nie zabraklo tego,co niektore tygrysy itd., a wiec trzasku
"kultowych" galazek i...szyszek, piachu pod oponami
Wiatr we włosach też się znalazł... ;-)
nawet slynna Pustynia Bledowska bardziej krzaczasta sie okazala niz piaszczysta.
No niestety... Ale mimo to ta 'pozakrakowska' Jura tak mi się spodobała, że zrobiliśmy dziś z Żoną mały rowerowy wypad w tamte okolice! Udało się nam zobaczyć Pustynię Błędowską w całej rozciągłości - w Kluczach jest taka niesamowita górka, która wznosi się wysoko ponad niecką pustyni i pozwala ją ogarnąć wzrokiem. Stoją na niej dziś ruiny budynku, z którego Niemcy obserwowali manewry Afrika Korps - wtedy były tam jeszcze wydmy, oazy i burze piaskowe... Niestety, okazuje się, że południowa część pustyni jest jeszcze mocniej zarośnięta niż północna, którą widzieliśmy w sobotę. A na horyzoncie dymi Huta K. i stoją szyby... Czad, polecam!
Zas w czesci artystycznej byly mrozace krew w zylach pokazy DH w wykonaniu jamali i Tomeczka "fulla" Dermina.
A najlepsze było, jak się Tomeczkowi espedy wypięły i walił w dół opierając się głównie na siodełku. Full ma jednak swoje zalety ;-)
HANYSY rules, przybywajcie wiec tlumnie nastepnym razem.
Dobrze godo.
(Ale gdyby nie komórki, to byśmy się w te 15 osób chyba nigdy nie
poznajdywali ;-)))
Zbooy (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
No to teraz wypadaloby mnie jako wspolorganizatorowi tego wypadu
podziekowac wszystkim za przybycie, zwlaszcza pewnej grupie, ktora
dojezdzala na raty, za stworzenie przemilej atmosfery, ktorej bez was
by na pewno nie bylo, I jeszcze za jedno: za mobilizacje, ktora byla
mi tak potrzebna, bo gdybym po raz 5 nie zaliczyl tej trasy w calosci,
to bym chyba bika sprzedal :)))))
Zapowiadam, ze nastepnym razem zrewanzuje sie Jamali i nawet nie dotkne
hamulca na "zawodach w DH".
HANYSY rules, przybywajcie wiec tlumnie nastepnym razem.
Wlasnie, czytajcie grupe, niebawem juz ogloszenie o nastepnej wycieczce Hanysow. Trzeba podtrzymac poziom, albo go nawet podniesc jesli chodzi o atmosfere :))))))
Tomasz Dermin (tomaszd@rentrans.pl)
Po pierwsze dolaczam sie do podziekowan za Hanysy IV - dawno sie
tak dobrze nie bawilem!!! Zjazdy byly dluuuugie, waskie i krete,
to co tygrysy lubia... mniam!!! Kiedy powtorka??? Najbardziej
podobalo mi sie, ze pierwsze chyba 10 km bylo caly czas z gory -
co by nie powiedziec, u nas pod Krakowem jednak tak nie ma!
Zapowiadam, ze nastepnym razem zrewanzuje sie Jamali i nawet nie dotkne hamulca na "zawodach w DH"
Jesli chodzi o dotykanie hamulca, to trzeba bylo tego nie pisac - wygladalo tak odlotowo, ze nawet przez mysl mi (i chyba nikomu) nie przeszlo, ze byly tam jakies hamulce!!!! To byl lot w kurzawie piasku!!! Bomba.
Ogolnie: Dobrze, ze malo kto widzial mnie pod koniec powrotu do Ogrodzienca, bo gdy wracalismy mala, zagubiona grupka, kompletnie wysiadlem. Na cale szczescie, gdy ledwo juz jechalem na rezerwie, znalezlismy sklep, gdzie moglem cos zjesc (wielkie dzieki za zrozumienie i czas, ktory mi daliscie na regeneracje).
Qba "jamala" Larysz (jamala@krakow.home.pl)
![]() |
Opracowanie Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) 1999 Zdjęcia copyright © 1999 by Aleksander Lipowski (aleksander.lipowski@mclane.pl) Zdjęcia czarno-białe: Henryk Hermanowicz (W Krainie Skał i Zamków, wyd. II, W-wa 1974) |
21.02.01 22:25 |