O zjazdach

Zjazd z dreszczykiem

Jesteś po raz pierwszy na prawdziwej, off-roadowej przejażdżce z kumplami. Jak na razie idzie ci świetnie, wcale nie jest to tak trudne, jak myślałeś. Trochę się bałeś tego pierwszego razu, nie wiedziałeś czego się spodziewać, ale - jak widać - nie jest tak źle. Jazda jest przyjemna, można by rzec sielska, właśnie zaliczyłeś wjazd na niezłą górkę. Ścieżka wije się między krzakami, zakręca i... znika gdzieś w dole. Rany boskie! Przecież to istna przepaść!

Dajesz ostro po hamulach, zatrzymujesz się z poślizgiem, zsiadasz z roweru i gapisz się w dół z niedowierzaniem, na ścieżkę stromą jak wodospad. Już miałeś nadzieję, że może to jakaś pomyłka, ale zaraz, zaraz... przecież tu jest pełno śladów opon... twoi kumple, którzy jechali tędy przed chwilą, musieli tędy zjechać...

A już myślałeś, że rowery górskie to taka fajna zabawa. Kręcisz głową, wiesz, że jeśli spróbujesz tędy zjechać, niechybnie skończy się to katastrofą. No i co teraz?

Wyluzuj się. Każdy z nas czuł się kiedyś tak samo - wszyscy kiedyś dziwiliśmy się, jak można dotrzeć na dół tej drogi w jednym kawałku. I tak, jak każdy z nas nauczył się tego, nauczysz się i ty. Nie minie dużo czasu, a sam się będziesz dziwił: "O co tyle hałasu? Przecież to bułka z masłem!" Wiem, że to w tej chwili żadne pocieszenie, ale zobaczysz, że tak będzie.

Nie zrozum mnie źle: strome zjazdy mogą być niebezpieczne. Przelecisz nad kierownicą i kto wie, gdzie wylądujesz i w jakim stanie. Są też zarazem podniecające. Dojście do stanu, w którym z niecierpliwością będziesz wyglądał szalonych stromizn, wymaga jednak cierpliwości, uważności i opanowania kilku podstawowych umiejętności. Większość z nich jest tylko wariacjami tych samych, które są potrzebne przy jeździe pod górę i przy pokonywaniu krętych ścieżek. Kluczowymi rzeczami są równowaga i hamowanie.

Utrzymanie równowagi

Gdy mówimy o jeżdżeniu na rowerze, utrzymanie równowagi oznacza zwykle utrzymanie pozycji pionowej, uniknięcie upadku na bok, ale my tutaj będziemy mówili o rozłożeniu ciężaru między przód a tył. Na płaskiej powierzchni, gdy siedzimy na siodełku, na tylne koło przypada większa część naszego ciężaru, niewielka tylko część na przednie. Dokładny podział zależy od geometrii roweru i budowy jeźdźca, ale zwykle są to proporcje około 60:40 dla tyłu.

Jeśli siodełko jest nisko, a kierownica blisko i wysoko, nasz ciężar skupia się z tyłu. Gdy wyciągniemy się do przodu i pochylimy nisko, jak na rowerze szosowym z kierownicą typu 'baranek', rozkład sił jest prawie równy. Nie ma w tym żadnej magii, czysta matematyka.

Środek ciężkości naszego ciała wypada gdzieś na wysokości pępka, w środku ciała blisko kręgosłupa (u niektórych bardziej z przodu, ale dyskretnie przemilczymy ten fakt). Gdybyśmy poprowadzili z tego punktu linię biegnącą pionowo w dół, to - gdy stoimy na ziemi - wypadłaby ona gdzieś pośrodku pomiędzy naszymi stopami.

Gdy siedzimy na rowerze stojącym na poziomej powierzchni, ta linia przebiega gdzieś pomiędzy kołami w okolicy suportu. Gdy przechylimy podłoże do tyłu, jak przy jeździe pod górę, nasza linia przybliży się do punktu styku tylnego koła z ziemią. Jeśli przechylimy jeszcze bardziej, linia przejdzie do tyłu poza koło i przewrócimy się na plecy.

Gdy przechylamy podłoże w dół, dzieje się coś odwrotnego. Nasza wyimaginowana linia przesunie się do przodu, aż przejdzie przed przednie koło, a my zostaniemy bezceremonialnie przerzuceni ponad kierownicą. Jest to dokładnie to, czego się tak boimy, kierując rower na opadającą w dół drogę. Jednak nietrudno temu zaradzić. Jako że ta linia wychodzi z naszego środka ciężkości, możemy przesunąć go do tyłu i w dół, przesuwając się do tyłu na siodełku. Na wyjątkowo stromych ścieżkach może to oznaczać przesunięcie tak daleko, że nasze siedzenie znajdzie się poza siodełkiem tuż nad tylnym kołem (nie jeździliście nigdy siedząc na bagażniku swojego składaka?). Inna sztuczka polega na radykalnym obniżeniu siodełka, ale ma to sens tylko przed wyjątkowo długimi zjazdami, bardzo stromymi i wymagającymi lawirowania między skałami i pniami. Przesunięcie się do tyłu na siodełku zwykle wystarcza, żeby nie przelecieć nad kierownicą. Im bardziej przesuniemy się do tyłu, tym pewniej i bezpieczniej będziemy się czuli. Nie należy przesadzać z przesuwaniem do tyłu, bo zbytnio odciążone przednie koło będzie ignorować nasze próby sterowania rowerem.

Pamiętajmy jednak, że mówimy tutaj o równowadze dynamicznej, a to oznacza, że sytuacja zmienia się przez cały czas. Wystarczy, że przednim kołem uderzymy w przeszkodę, albo że zaryje ono w miękkim gruncie, a siła rozpędu zachwieje naszą delikatną równowagę przesuwając nas do przodu. Dlatego tak ważne jest uważne przewidywanie takich zmian i przesuwanie ciała do przodu lub do tyłu zanim zajdzie taka potrzeba.

Skuteczne hamowanie

Drugim naszym celem jest kontrolowanie prędkości. Zbliżając się do krawędzi przewidująco zaciskamy palce na hamulcach, tak samo jak przed wspinaczką zmieniamy bieg na lżejszy. Lepiej rozpocząć zjazd za wolno niż za szybko. Nie bójmy się użyć przedniego hamulca, z drugiej jednak strony miejmy na względzie jego moc. W porównaniu z tylnym, przedni hamulec pozwala nam zatrzymać się o wiele skuteczniej i gwałtowniej, ponieważ siła bezwładności pcha nas do przodu dociskając przednie koło do podłoża. (Z tego samego powodu w większości samochodów osobowych z przodu montuje się hamulce tarczowe, a z tyłu dużo słabsze bębnowe.)

Pamiętamy, jak nasz wektor siły ciążenia przesuwa się do przodu, gdy przechylamy tor jazdy w dół? Tak samo dzieje się podczas hamowania. Nasza wyobrażona linia przesuwa się do przodu w okolice przedniego koła. Gdy hamujemy jadąc w dół, oba te efekty nakładają się.

To przesuwanie się wektora ciężaru musimy jakoś zrównoważyć i jest to główny powód, dla którego przesuwamy się do tyłu na siodełku lub całkiem poza nie. Można to określić jako "trzymanie się za przednim hamulcem".

Tylnym hamulcem musimy posługiwać się bardzo delikatnie, aby nie blokować tylnego koła. Ślizgająca się opona nie hamuje efektywnie, żłobi tylko ohydną bruzdę w ścieżce i w niekontrolowany sposób zbacza z toru jazdy. Gdy czujemy, że tylne koło zaczyna się blokować, natychmiast zmniejszamy nacisk na dźwignię hamulca.

Musimy z uważnością przewidywać wszystkie naturalne przeszkody, które spowolnią naszą jazdę, jak kamienie, kłody, piach i błoto. Możemy wykorzystywać je do wytracenia prędkości, ale gdy najedziemy na nie z przednim hamulcem mocno zaciśniętym, możemy zrobić piękne salto nad kierownicą. Jak zwykle lekarstwem jest uważność. Hamujemy mocno przed przeszkodą, a tuż przed tym, gdy przednie koło ma w nią uderzyć, zwalniamy przedni hamulec. Utrzymując ciężar ciała z tyłu, przejeżdżamy rozpędem przez przeszkodę i ponownie możemy hamować pełną siłą, jeśli jest taka potrzeba.

Chociaż szybkość podczas zjazdu może być przerażająca, może ona być też naszym sprzymierzeńcem. Szybkość przekłada się na pęd, a pęd może nas przeprowadzić ponad przeszkodami, dla których zwykle musielibyśmy zsiąść z roweru. Szybkość jest też podniecająca - zanim się obejrzysz, będziesz balansował na cienkiej linii między zbyt małą prędkością, by przejechać rozpędem, a zbyt dużą, by przejechać bezpiecznie.

Podczas trudnych technicznie, wyboistych zjazdów, ci którzy zaliczają najmniej podpórek to zwykle ci, którzy walą jak przecinaki. Podpierają się najwięcej ci, którzy chcą przeszkody pokonać finezyjnie i brakuje im rozpędu. Ale jako że konsekwencje upadku podczas zjazdu mogą być bardzo przykre, lepiej być po stronie 'za wolno' niż 'za szybko', aż do czasu gdy nabierzemy wprawy i całkowitej pewności w tym, co robimy.

Kluczem jest jak zwykle przewidywanie. Przewidywanie, połączone z subtelnym wyczuciem równowagi, da nam więcej niż odwaga. Oczywiście, prawdziwe rezultaty przyjdą, gdy połączymy te trzy rzeczy razem, ale na razie skoncentrujmy się na pierwszych dwóch. To trzecie pojawi się samo, gdy będziemy jeździć wystarczająco dużo.

Jazda w dół może być łatwiejsza niż myślisz

Jak? Najpierw przypatrz się dokładnie ścieżce z miejsca, w którym stoisz, i wybierz drogę, która wydaje się najlepsza. Jeśli górka wydaje ci się zbyt stroma tego dnia, zachowaj ją na przyszłość i spokojnie zejdź. Jeśli myślisz, że dasz radę, a do tego widać miejsca, gdzie można miękko lądować, wal śmiało.

Teraz cofnij się kawałek, żebyś mógł odzyskać rytm jazdy zanim rozpocznie się właściwy zjazd, żebyś mógł wziąć ją z marszu.

Rozpocznij zjazd powolutku. Im bardziej stromo, tym wolniej. Nie obawiaj się zatrzymania i utraty równowagi - wystarczy, że przestaniesz hamować, a natychmiast odzyskasz pęd. Jeśli rozpoczniesz za szybko, możesz mieć kłopoty z opanowaniem sytuacji. Na wielu stokach pokrytych żwirem albo lekkim piaseczkiem nawierzchnia może być zbyt luźna, żeby skutecznie wytracić prędkość, więc lepiej zwolnij wcześniej.

W momencie, gdy przód roweru pochyla się w dół, przesuń się do tyłu na siodełku. Im większa stromizna, tym bardziej się przesuń - możesz znaleźć się zupełnie za siodełkiem, to jest OK. Lepiej być za bardzo do tyłu niż do przodu. Trzymaj się nisko, ramiona rozluźnione, kolana przygięte, korby poziomo (pedały w pozycji godziny 3 i 9), patrzysz przed siebie. Przesuń się do tyłu, ale nie za bardzo, bo stracisz kontrolę nad sterowaniem. Jak poznać, kiedy jest za bardzo? Skręty kierownicą nie będą dawały pożądanego efektu. Aby przednie koło skręcało tam, gdzie ty chcesz, musi być dociskane do podłoża z pewną siłą - bieżnik opony potrzebuje nacisku, żeby wgryźć się w grunt. Im bardziej odsuwasz się od kierownicy, tym słabiej dociskasz przednią oponę do podłoża, a to jest koło, które nadaje kierunek twojej jeździe. Jeśli skręcisz a nic się nie dzieje, to znaczy że jesteś za daleko do tyłu.

Twój ciężar powinien spoczywać przede wszystkim na stopach. Jeśli czujesz, że musisz oprzeć się na kierownicy, aby nie polecieć do przodu to znak, że nie wycofałeś się dostatecznie. Doświadczenie podpowie ci, ile jest akurat. Najczęściej nie będziesz musiał wychodzić aż poza siodełko do tyłu, zachowaj to na największe stromizny. Ale jeśli masz wątpliwości, wycofaj się śmiało, bo jeśli źle oceniłeś sytuację, to zostaniesz brutalnie przerzucony nad kierownicą z niewielką szansą na łagodne lądowanie.

Jeśli chodzi o obniżanie siodełka - najczęściej nie jest to potrzebne, chyba że masz przed sobą długi, jednostajny zjazd o spadku przynajmniej kilkuset metrów. Obniżenie siodełka przesuwa nasz środek ciężkości do tyłu i w dół oraz ułatwia wypuszczanie się za siodełko i powrót. Ale jeśli zaraz znowu będzie odcinek płaski lub podjazd, strata czasu na zmianę wysokości siodełka może nie być warta ewentualnych korzyści. I tu również doświadczenie będzie twoim najlepszym doradcą.

No dobra... walisz w dół, tyłek wycofany, korby poziomo, a rower gwałtownie przyśpiesza. Ściskasz klamkę tylnego hamulca, jakbyś chciał wycisnąć z niej sok. Tylne koło blokuje się, ślizga się zostawiając z tyłu okrutną bruzdę i tumany kurzu, a ty mimo tego przyśpieszasz. Co robić?!

Odpuścić hamulec. Nie, nie oszalałem. Wiem, ty pędzisz w dół na złamanie karku, a ja ci mówię, żebyś przestał hamować?! Tak, odpuść tylny hamulec, a zamiast tego skoncentruj się na przednim. Ślizgająca się opona nie hamuje. To przednie koło (którego wolałeś nie używać w obawie przed zaliczeniem lotu Supermana) jest tym, które pozwoli ci wytracić prędkość, ponieważ to na nim właśnie spoczywa większa część twojego ciężaru. Więc przesuń się do tyłu, ściśnij klamkę przedniego hamulca, odpuść tylny na tyle, żeby koło zaczęło się znowu obracać i wtedy możesz go docisnąć ponownie. Gdy tylko wpadnie w poślizg, rozluźnij chwyt, aż będzie się ponownie obracać.

Mamy kilka dobrych powodów, dla których nie chcemy, żeby tylne koło ślizgało się zablokowane. Po pierwsze dla bezpieczeństwa, bo zablokowane koło kiepsko hamuje. Z oszczędności, bo opona zużywa się błyskawicznie. Z poszanowania dla środowiska, bo niszczysz przyrodę. Więc nie wprowadzaj koła w poślizg. Niestety tak wielu niedzielnych jeźdźców myśli, że hamowanie szerokim poślizgiem w tumanach kurzu jest fajne. Niestety, nie jest ani fajne, ani mądre.

Sztuka w tym, żeby mieć dobre hamulce. Ideał, do którego dążymy, to hamulce, których siła hamowania wzrasta liniowo wraz z siłą nacisku na dźwignię. Nie chcemy hamulców, które działają nieobliczalnie. Najgorsze są takie, gdzie zużywasz prawie cały ruch dźwigni hamulca na to, by szczęki docisnęły porządnie do obręczy. Następnie, gdy naciśniesz dźwignię ciut mocniej - bo nie zwalniasz tak szybko jakbyś tego chciał - natychmiast blokują koło.

Nie bój się przedniego hamulca - on ci nie zrobi krzywdy. Śmiało naciśnij na klamkę, ale jednocześnie przesuń się do tyłu i do dołu, trochę tak jak robisz unik, gdy rzucają w ciebie kulkami śnieżnymi. Rób to z pewną przesadą, aż nabierzesz wprawy i pewności, że po pierwsze nie przelecisz nad kierownicą, a po drugie, że przedni hamulec na prawdę skutecznie hamuje. Szybko nabierzesz wprawy na tyle, by robić to skutecznie i w adekwatny do sytuacji sposób.

Ramiona miej luźne i nie do końca wyprostowane. Twoje ramiona są doskonałymi amortyzatorami. Nie ściskaj kurczowo kierownicy. Dłonie miej rozluźnione, a do hamowania używaj tylko jednego palca, jeśli masz odpowiednie hamulce. Nie wszystkie hamulce na to pozwalają, ale miejmy nadzieję, że twoje tak. Reszty palców z kciukiem włącznie użyj do pewnego trzymania kierownicy. Mając tylko jeden palec na klamce hamulca, zmniejszasz szanse nieumyślnego naciśnięcia na hamulec, gdy rozpaczliwie zaciśniesz ręce na kierownicy chcąc utrzymać równowagę.

Gdy przednie koło wpadnie w dołek albo uderzy w kamień lub gałąź, odpuść przedni hamulec. Niekoniecznie do końca, to zależy od rozmiaru przeszkody. Jeśli tego nie zrobisz, możesz się nagle znaleźć w powietrzu. Odpuścisz hamulec, a pęd pomoże ci pokonać przeszkodę.

Jak zawsze podczas jazdy terenowej, tym ostatnim, kluczowym składnikiem bezpiecznego zjazdu jest skupienie wzroku na drodze przed nami. Patrz tam, gdzie chcesz jechać, a nie gap się na to, co chcesz ominąć.

Bądź rozluźniony, nogi ugięte, ramiona lekko ugięte, tyłek wycofany i hamujemy przednim hamulcem. To proste, nie? Reszta to tylko kwestia praktyki.

Grube, niezbyt mocno napompowane opony pomagają przy zjazdach. Łagodzą nieco wstrząsy i dają dobrą przyczepność, a ich masa wirująca pomaga utrzymać równowagę przy małej prędkości. Ale uwaga na ostre skały i kamienne stopnie - gdy mamy w nie uderzyć, zwalniamy hamulec i odciążamy koło, aby pomóc mu przejechać nad i poza przeszkodę. W przeciwnym razie po najechaniu na skałę możemy zaliczyć "lot supermana" albo "snejkbajta" (ukąszenie żmii), co zdarza się, gdy siła przyciskająca koło do podłoża przykleszczy dętkę między obręczą koła a twardą przeszkodą. Nie hamujemy aż do czasu, gdy tylne koło minie przeszkodę, inaczej może nam zabraknąć rozpędu.

Jeśli coś pójdzie nie tak, pamiętajmy, że z dwojga złego zawsze lepiej jest wywrócić się do tyłu - rower wyjeżdża spod nas, a my mamy szansę wylądować na nogach.

Najważniejsza jest praktyka i cierpliwość. Im więcej będziemy zjeżdżać trudnymi trasami w dół, tym lepsza będzie nasza technika, utrzymanie równowagi i zaufanie do własnych umiejętności. Ale jeśli trafimy na odcinek, który przerasta nasze umiejętności - lepiej zsiądźmy z roweru w dogodnym miejscu. Próba zejścia z roweru w momencie, gdy nie radzimy sobie już z sytuacją, niechybnie zwiększa ryzyko koziołka do przodu.

Nie ma sensu ryzykować nadmiernie tylko dlatego, że nasze ego każe nam zjechać drogą, której z całą pewnością jeszcze nie potrafimy pokonać. Nie martw się - kiedyś tędy zjedziesz. A w międzyczasie zrelaksuj się, ciesz się jazdą i cierpliwie rozwijaj swoje umiejętności.


Copyright © by Zbycho Bikerider (zbycho@bikerider.com)
Zamieścił Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
    30.06.00 23:27