Zemsta

Na początek kilka słów wyjaśnienia. Będąc obiektem wymuszania pierwszeństwa, taranowania i spychania na pobocze, nijak nie mogę tego odreagować. Kultura osobista nie pozwala mi tak po prostu "lać po ryju", więc łapię się innych sposobów.

Z góry przepraszam wszystkich, którzy uznają ten tekst za: bezsensowny, głupi, za długi, dennie liryczny itp. Może dzięki niemu kilku kierowców ma wciąż nieobite twarze? Oczywiście cały ten tekst to tylko wolna impresja i wszelkie naśladownictwo jest niewskazane :-) A teraz zapraszam do lektury.


Po raz ostatni popatrzył na Niego czule. Wzdrygnął się na myśl, że zaraz będzie musiał Go oddać zimnej i wilgotnej ziemi. Znał na pamięć każdą bliznę, każde zadrapanie. Wszystkie one miały swoją historię i - o dziwo - wszystkie opowieści wiązały się w pewien sposób z samochodami. Doskonale wiedział, że to one są winne każdej ranie zadanej jego ukochanemu Rowerowi. Znosił to dzielnie, twardy był jak Waleczne Serce, ale tylko do wczoraj.

Ta przejażdżka nie różniła się niczym od innych. Był wolny i szczęśliwy. Razem ze swoim wiernym towarzyszem przemykali poboczem leśnej drogi. Ciszę tego poranka przerwał narastający gdzieś za plecami jazgot. A co tam! - pomyślał - przecież ma cala drogę. Na pewno ominie! I wtedy to się stało.

Uderzenie odczuł jakby on sam został ranny. Przeraźliwy krzyk pękającej ceramiki w Crossmaksie dotarł do najgłębszych zakamarków jego duszy. Razem z rowerem przeleciał kilka metrów w stronę pobocza. Uderzenie i cisza..... Gdy po chwili stwierdził, że jest cały, odwrócił głowę w stronę swojego Roweru. Plama oleju z amortyzatora stawała się coraz większa i większa. Chciał coś zrobić, pomóc mu, ratować, ale podświadomie wiedział, że to już koniec. Obejmując czule swojego Cannondale'a, dał mu kilka chwil, aby spokojnie skonał w jego ramionach. Potem stał się Żalem. Wolałby stać się Gniewem, ale w tej chwili to było zbyt trudne. Odwrócił głowę i przyjrzał się oprawcy, który zakatował jego przyjaciela. Nie powiedział ani słowa, ale całe jego jestestwo krzyczało: DLACZEGO? Oprawca ledwo wystawał znad kierownicy swojego blaszaka marki "Sejczento Sporting", podrygując rytmicznie w takt lejącej się z głośników muzyki. Rzucił coś przez uchylone okno i odjechał, zostawiając go sam na sam z Żalem, Gniewem i martwym Cannondale'm.

Nie należał do ludzi, którzy łatwo się załamują - pewnie nigdy nie popełni samobójstwa - kiedy jednak ktoś mijał go po drodze, gdy dźwigał na ramionach swój krzyż z 10 kilogramów martwego aluminium, wolał zejść mu z drogi. Wydawał się być spokojny, ale uważny obserwator dostrzegłby w jego oczach to coś, co dane jest widywać tylko ofiarom w oczach swoich morderców. Żal wycofywał się z jego duszy, ścigany potężnym rykiem Gniewu.

* * *

Po raz ostatni popatrzył na Niego czule. Potem szybko, jakby chciał już mieć to za sobą, złożył Go w płytkiej jamie wykopanej tuż za warsztatem. Przysypał Go ziemią, i uwieńczył to skromne miejsce spoczynku, tak jak zwykł to robić. Wbił okaleczony amortyzator rurą sterową w ziemię. Będzie mu przypominał o przyjacielu za każdym razem, kiedy będzie tędy przechodzić. Odchodząc popatrzył jeszcze na pozostałe - nieco już poszarzałe - osiem amortyzatorów, smutnie pochylających się nad pozostałymi grobami.

Najszybciej jak mógł pobiegł do warsztatu. Popatrzył w biegu na zegarek. TAK! - pomyślał - to odpowiednia pora. Godziny szczytu. Setki samochodów na ulicach! Poczuł, że znowu staje się Gniewem. Wszedł do warsztatu i zerwał plandekę ze swego najnowszego nabytku. Przyglądał mu się przez chwilę z zaciekawieniem i dziką satysfakcją. Trochę czasu zabrało mu uruchomienie maszyny i wyjechanie z warsztatu, ale okazało się, że nie jest to takie trudne.

Czuł, że czas zemsty nadszedł. Po półgodzinie zauważył znajomą autostradę, spowitą sznurkami z setek samochodów. Ręce drżały mu z podniecenia. Przyspieszył. Pędził teraz niczym jeździec Apokalipsy. Samochody stawały się coraz większe i większe. I wreszcie poczuł to. Uderzenie i chrzęst łamanych karoserii. Tylko nieznacznie zwolnił. Przez kilka sekund gąsienice mieliły karoserie, ale szybko złapały przyczepność i pognali dalej w stronę swojego przeznaczenia. On i jego nowy przyjaciel - Czołg.


Copyright © 1999 by Tomasz "Holmes" Gadowski (holmes@free.com.pl)
Zamieścił Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
    30.09.99 11:57