Epizod I: Mrówcze Widmo

Poniedziałek, 23:55 czasu LUZU
Lokalizacja: Kraków, Ziemia

Edmund coraz bardziej pogrążał się w śnie. Resztki jego świadomości tonęły stopniowo w fazie . Jawa mieszała się ze snem i alkoholem wypitym tego wieczoru. Jednak jakieś uporczywe piszczenie nie pozwalało mu zasnąć. Początkowo myślał, że to jego rozum usiłuje go zrobić w Konę, ale odgłos stawał się coraz donośniejszy. Usiadł na łóżku i zdziwiony zaczął nasłuchiwać. Oprócz szumu, którego źródłem był wypity alkohol, słychać było coś jeszcze. Piskliwy odgłos nie pasował do żadnego dźwięku znanego Edmundowi. Dochodził wyraźnie od strony biurka. Edmund wstał i nie zapalając światła skierował się do źródła dźwięku. Odskoczył z obrzydzeniem, gdy w poświacie rzucanej przez uliczną latarnię rozpoznał kształty stworzenia emitującego ten przenikliwy dźwięk. Na biurku siedziała mała, biała mysz. Edmund nie miał zbyt romantycznej duszy, myślał, że wegetarianie to jakaś sekta, a ekologia to dzielnica Łodzi Fabrycznej, więc nie zastanawiając się ani chwili podniósł z podłogi but SPD zaopatrzony w cztery aluminiowe kolce i wziął potężny zamach.

- Ni na, polo lita, kika koko kaka, juko juko - powiedziała mysz. Edmund aż usiadł z wrażenia. Pomyślał, że w końcu stało się to, przed czym ostrzegali go koledzy. Delirka, jasna cholera, prawdziwa delirka!

- Ciebie nie ma. Nie istniejesz. Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni - spokojnie powiedział Edmund, przyglądając się myszy z poniekąd idiotycznym uśmiechem.

- Goto, lelum polelum - coś zazgrzytało w myszy i po chwili wyrzuciła z siebie potok słów - Moja przybywać w dobry zamiar. Twoja słuchać nie zabijać. Moja przepraszać za niedobra język. Zaraz się poprawić. - Mysz podniosła do góry ogon, który rozwinął się jak antena teleskopowa. Oczy zaświeciły jej na niebiesko. Chwilę potem Edmund usłyszał: - Witaj. Pozdrawiam cię w imieniu całej naszej społeczności. Przepraszamy za takie niespodziewane najście, ale sprawa jest niecierpiąca zwłoki. - Mysz stanęła na tylnych łapkach, a przednimi zdawała się gestykulować.

- Spieprzaj! Jako wytworowi mojej wyobraźni mówię ci, że możesz mnie pocałować w dupę. Ty nie istniejesz. Nie ma cię! - Edmund odwrócił wzrok od ściany i udawał, że nie widzi myszy. W tej ostatniej znowu coś zgrzytnęło, a oczy zmieniły kolor na czerwony.

- Zamknij się, kretynie, i słuchaj! - wrzasnęła mysz donośnym barytonem - nie ma czasu na dokładne wyjaśnienia. Ubieraj się, wychodzimy!

- A niech cię szlag! - wrzasnął Edmund i wziął potężny zamach butem SPD. Wokół myszy zadymiło się, z tyłka strzelił jej płomień i poleciała w stronę żyrandola. Okrążyła go trzy razy i zawisła nad głową Edmunda.

- O w mordę, odrzutowa! - krzyknął z uznaniem.

- Nie ma czasu na wyjaśnienia - odparła mysz - idziemy, Edmundzie. Z otworu w jej głowie wystrzelił niebieski promień trafiając go w czoło. Stracił przytomność.

Wtorek, 11:00 czasu ZULU
Lokalizacja: Sklep rowerowy, Kraków, Ziemia

Do Edmunda powoli docierały słowa faceta, który stał naprzeciwko niego. Edmundowi wydawało się, że go zna. Broda, wąsy, afro na głowie.

- O ja pierniczę! - pomyślał - to Jaskiniowiec. Faktycznie, przed nim stał jak żywy Pan J, prawdziwy bard pewnego sklepu rowerowego w Krakowie.

- Co ja tu robię? - usiłował przypomnieć sobie Edmund. Tymczasem Pan J. dał za wygraną i powrócił do swoich normalnych zajęć. Centrował koło, jedząc bułkę, rozmawiając przez telefon i przycinając pancerze. Edmund stał, rozglądając się bezradnie, gdy nagle poczuł ukłucie w ramię.

- A niech to szlag! - wrzasnął. Na ramieniu siedziała mu mysz, która chwilę wcześniej go użarła. Wydarzenia wczorajszego dnia wróciły do świadomości Edmunda.

- W kieszeni masz kartkę - powiedziała mysz. Chyba trochę za głośno, bo Pan J. przerwał jedzenie bułki i popatrzył nieufnie na Edmunda. Ten uśmiechnął się i zrobił dwa kroki do tyłu.

- Wyjmij kartkę - szepnęła mysz. Edmund posłusznie wykonał polecenie. Na kartce znajdował się jakiś schemat i kilka wyrazów w dziwnym języku.

- Mogę w czymś pomóc? - wtrącił się Jaskiniowiec

- Nie, nie. Tylko oglądam, dziękuję - niepewnie odpowiedział Edmund.

- Aha - odparł Pan J.

- Kartka! - krzyknęła mysz prosto do ucha Edmunda. Ten odskoczył jak oparzony i wypuścił dziwną kartkę z rąk. Kawałek papieru poszybował wprost pod nogi Jaskiniowca. Ten podniósł go z uśmiechem, który zniknął z jego twarzy w momencie, gdy tylko zobaczył, co jest napisane na kartce.

- A niech to szlag! - wrzasnęła mysz - Coś ty najlepszego zrobił, kretynie?! W tym samym momencie wokół Jaskiniowca zaczęły się gromadzić kłęby dymu. Głowa zapadła mu się do wewnątrz, ustępując miejsca jakiemuś kwadratowemu tworowi. Przerażony Edmund zdążył tylko zobaczyć, jak z tyłka sprzedawcy strzela płomień, a oczy zmieniają kolor na czerwony. Chwilę potem jakaś potężna siła złapała Edmunda za kark i pociągnęła za sobą. Odlatywał w górę wysoko ponad dachy budynków, ostrzeliwany promieniami lasera przez cyborga, który jeszcze przed chwilą był sprzedawcą, dobrotliwym Panem J. Przeciążenie stawało się coraz większe i Edmund stracił przytomność.

Środa 12:00 czasu WHISKEY
Lokalizacja: La Paz, Boliwia, Ziemia

Edmund z trudem otworzył oczy. Zanim jeszcze dotarły do jego świadomości pierwsze promienie słońca, zdążył uprzedzić je ból. Jęknął, podnosząc się niezgrabnie.

- Za własną głupotę trzeba płacić - usłyszał znajomy baryton. Usiadł na piasku i usiłował się uwolnić od jakiegoś żelastwa, które trzymało go za szyję. Żelastwo to było łapą, która poprzez długi wysięgnik była połączona z karkiem myszy. Uświadomił sobie, że to ustrojstwo musiało go porwać ze sklepu.

- Odczep ode mnie to cholerstwo! - wrzasnął Edmund.

- No i po co te nerwy? - powiedziała mysz. Edmund poczuł jak uścisk na jego szyi zelżał, a wysięgnik z cichym szumem składa się i chowa w plecach myszy.

- Mam tego dość! - Edmund czuł, że coś w nim pękło - O co w tym wszystkim chodzi? Czy jesteś kosmitą? No to czemu nie jesteś zielona? Będziecie mi robić jakieś testy? Szary stół, małe ludziki i sonda w odbytnicę? Co zrobiliście Jaskiniowcowi? Czemu nie macie latającego talerza? Gdzie ja jestem?

- Stul pysk i słuchaj - przerwała mu mysz - przybywamy z daleka. Nie ma znaczenia skąd, gdyż i tak nie zdołasz tego pojąć. Nasz świat jest zagrożony zagładą i wygląda na to, że tylko wasza planeta może nam pomóc. Dopadła was bowiem ta sama choroba, co nas. My ją zignorowaliśmy i skończyliśmy marnie, chowając się pod ziemią i nasłuchując, czy nie zbliżają się nasi oprawcy. Ale mniejsza z tym. Wybraliśmy ciebie jako osobnika odpowiedniego do spełnienia pewnej misji. Okazało się jednak, że jesteś kretynem niezdolnym do wykonania nawet jej pierwszego etapu. Rada Opiekuńcza chciała cię zutylizować, ale doszliśmy do wniosku, że dostaniesz jeszcze jedną szansę.

- Zaraz, chwileczkę - przerwał Edmund - jaka misja, co za pierwszy etap?

- Kartka. Wszystko było na kartce - powiedziała mysz dziwnym głosem.

- Pieprzę cię! - wrzasnął Edmund - Co to ma być? Cywilizacja kosmicznych myszy. To są zwykłe jaja! Chrzanię ciebie i twoją zakichaną misję!

- To tylko robot - ryknęła mysz barytonem - zwykłe połączenie techniki i tkanek jednego z gatunku zamieszkującego waszą planetę. Dzięki tej "myszy" możemy się z tobą porozumiewać. Siadaj i słuchaj dalej. Edmund posłusznie wykonał polecenie, nic innego nie przychodziło mu bowiem do głowy.

- Jak już powiedziałem, przybywamy tu z pewną misją - kontynuowała mysz, kręcąc ogonem, który przybrał kształt anteny satelitarnej - Na waszej planecie znajduje się osobnik pochodzący z naszego świata. Szukając nowych ofiar dla swoich niecnych celów wybrał właśnie was. Musisz działać szybko, gdyż jesteście już w fazie przejściowej. Lada moment będzie już za późno. Chodź za mną - mysz obróciła się w miejscu i ruszyła w stronę lasu. Edmund poszedł za nią. Jakieś dwieście metrów dalej leżał wrak cyborga, który kiedyś był panem J. W miejscu głowy miał dymiący i iskrzący otwór.

- Jak widzisz, nieźle strzelam - powiedziała mysz wymownie wskazując na dziurę w korpusie cyborga - odwróć go na plecy.

Edmund z wysiłkiem przekręcił martwego cyborga.

- Otwórz klapkę i wyciągnij moduł sterujący - kontynuowała mysz. Po naciśnięciu pleców cyborga, odskoczyła jakaś przykrywka. Gdy dym opadł Edmund nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. "Moduł sterujący" do złudzenia przypominał kasetę XTR-a.

- Przecież to jest kaseta XTR, a nie żaden kretyński moduł! O co tu chodzi?!

- Zaraz wszystko stanie się jasne - odpowiedział głos obywający się z myszy - odkręć najmniejszą zębatkę i wprowadź współrzędne do myszy.

Wykonał polecenie. Odkręcił najmniejszą zębatkę i odczytał dobrze mu znane napisy: "sis compatible. ag system 3126879". Gdy Edmund wydobywał trybik, z myszy wysunęła się miniaturowa klawiatura. Wystukał na niej liczby z zębatki. W myszy coś zaszumiało, a po chwili zaczęła dziwnie wibrować. Trzęsła się coraz bardziej, wyjąc i porykując. Edmund odskoczył jak poparzony. Oniemiały przyglądał się, jak cały świat wokół niego wiruje i zlewa się w jeden świecący punkt. Nagle jakaś potężna siła wciągnęła go w ten krąg światła i znowu stracił przytomność.

Środa 18:00 czasu GOLD
Lokalizacja: gdzieś w Europie Zachodniej

Gdy się ocknął, leżał w jakichś zaroślach. Z trudem usiadł i zauważył, że w ręce trzyma jakiś przedmiot przypominający pistolet.

- Jak minęła podróż? - szyderczo zapytała mysz.

- Spadaj, bo jak cię... - odpowiedział zirytowany.

- No, no. Tylko spokojnie, Edmundzie, bo będziemy zmuszeni cię ukarać - groził głos z myszy. Nagle głos się zmienił na bardziej piskliwy.

- To, co trzymasz w ręku, to jest fazer - mysz podawała instrukcje z fatalnym akcentem - Odciągnij ten niebieski przełącznik po prawej stronie. O właśnie tak. Wciśnij teraz spust i trzymaj aż na wyświetlaczu pokaże się "READY". Edmund wykonywał polecenia automatycznie, nie docierało do niego, co właściwie robi.

- A teraz ostrożnie wychyl się z zarośli - Edmund podniósł się powoli, rozchylił gałęzie zasłaniające mu widok i rozglądnął się do okoła. Znajdował się w jakimś parku. Rozległe, równo przycięte trawniki, alejki spacerowe i wielka fontanna w głębi. Nagle jedną z alejek, tuż koło kryjówki Edmunda, przemknął człowiek na bicyklu. Edmund wybuchnął śmiechem na widok faceta ubranego w pasiaste wdzianko, jedną ręką podkręcającego sumiaste wąsy, a drugą trzymającego kierownicę tego pojazdu z początku wieku. Nagle wzrok Edmunda dostrzegł kolejnych dziwnie ubranych ludzi. Dwie kobiety w strojach jak z "Nad Niemnem", z parasolkami w rękach spacerowały sobie następną alejką. Pomyślał, że trafił na jakiś plan filmowy.

- Widzisz dwóch mężczyzn zbliżających się z lewej strony? - zapytała mysz. Edmund spojrzał w wskazanym kierunku.

- Tak widzę. Jacyś faceci w melonikach i idiotycznych marynarkach idą tutaj i dyskutują nad jakimiś planami, które jeden z nich trzyma w rękach.

- Doskonale! - wrzasnęła mysz - Jak są daleko?

- Jakieś 20 metrów.

- No to chwilkę poczekamy - w myszy coś zaskrzypiało i w jej plecach otworzyła się jakaś klapka.

- A teraz, drogi Edmundzie, wyceluj fazer w stronę tych facetów i naciśnij spust - powiedział głos z myszy. Jednocześnie z otworu w jej plecach wysunął się wysięgnik z groźnie wyglądającym szpikulcem i wymownie skierował się w stronę Edmunda. Wiedział, że jeżeli nie wykona rozkazu, to pewnie zginie. Nie mając wyboru, wymierzył i strzelił. Broń nie miała najmniejszego odrzutu. Po naciśnięciu spustu z lufy wyleciała zielona kula energii i uderzyła w mężczyzn, którzy wyparowali w ułamku sekundy. Edmund przerażony upuścił broń i patrzył, jak jedna z kobiet z krzykiem biegnie do miejsca, gdzie leżały teraz dwie kupki popiołu. Przerażona krzyczała po niemiecku: "Mój Boże, co się stało, gdzie jesteście? Panie Benz, panie Daimler! Niech ktoś mi pomoże, ratunku!". Nagle poczuł ukłucie. Zobaczył, jak szpikulec zagłębia się w jego udzie i zaczął tracić świadomość. Świat znowu zaczął kurczyć się do jednego, świetlistego punktu. Chwilę potem zapadła ciemność.

Poniedziałek, 5:55 czasu ZULU
Lokalizacja: Kraków, Ziemia

- Nieeeeeeeeeeeeeee!!! - Edmund zerwał się z łóżka wrzeszcząc jak opętany. Wymachując rękami i nogami walczył z jakimś wyimagowanym przeciwnikiem. Uspokoił się dopiero po dłuższej chwili.

- Co za durny sen - pomyślał - niech to szlag. Koniec z alkoholem. Gadające myszy? Od dzisiaj nie piję - wstał z łóżka i porwał napoczętą butelkę, stojącą na biurku. Szybko podszedł do okna, otworzył je, wziął zamach i nagle zastygł osłupiały. Dotarł do niego odgłos tysięcy dzwonków. Początkowo nie mógł go zidentyfikować, dopiero po chwili dotarło do niego, że to dzwonki rowerów. No właśnie. ROWERÓW. Od samego horyzontu, wszystkimi drogami ciągnął sznur najprzeróżniejszych rowerów. Z otwartymi ze zdziwienia ustami, Edmund przyglądał się oniemiały. Gdzieś niedaleko usłyszał syrenę i zobaczył jak rower poziomy, błyskając niebieskimi światełkami przemyka w tłumie innych rowerów, a te ustępują mu miejsca. Gdy przejeżdżał koło okna Edmunda, ten odczytał napis na pleksiglasowej owiewce pojazdu: "pogotowie dźwigowe". Coś w widoku za oknem było nie w porządku, ale dopiero po chwili dotarło to do Edmunda. Nigdzie nie było widać żadnego samochodu. Nic, tylko rowery. Wtedy zaczęły wracać do niego urywane wizje. Jakiś park, pistolet, dwóch facetów: Daimler i Benz...

- O Boże! - jęknął Edmund i osunął się na podłogę. Poczuł dziwny ból w udzie i zobaczył siny ślad wokół małego nakłucia. Trzęsącymi się rękami odkręcił butelkę i pociągnął spory łyk. Za oknem powoli wstawało słońce.


Copyright © 1999 by Tomasz "Holmes" Gadowski (holmes@free.com.pl)
Przejrzał i zamieścił Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
    22.11.99 13:56