Ciekawostki z historii Tour de France

Philippe Thys (5 KB) W 1913 roku Francuz Eugene Christophe był jednym z faworytów i gdy tylko wyścig wjechał w Pireneje, rozpoczął atak. Na szczycie podjazdu przez Tourmalet miał już 18 minut przewagi nad najgroźniejszym rywalem, Belgiem Philippem Thysem. Niestety, podczas zjazdu w jego rowerze złamał się widelec, a ponieważ ówczesne przepisy zmuszały zawodników do własnoręcznego dokonywania wszelkich napraw, Christophe musiał przemaszerować z rowerem na ramieniu 14 km do najbliższej wsi - Sainte-Marie-de-Campon. Ponieważ pracował kiedyś jako ślusarz, udało mu się własnoręcznie zespawać rurę w miejscowej kuźni (po wojnie odsłonięto na niej pamiątkową tablicę!), po czym wsiadł na rower i dojechał do mety na 29. pozycji. Jak gdyby było mało, że zaprzepaścił w ten sposób szansę wygrania Touru, kierownictwo wyścigu ukarało go trzema karnymi minutami za to, że przy naprawie skorzystał z pomocy chłopaka obsługującego kowalski miech... Christophe miał zresztą nieprawdopodobnego pecha do widelców, gdyż łamał je także w 1919 - podczas przedostatniego etapu, co kosztowało go utratę dopiero co wprowadzonej żółtej koszulki i niemal pewnego zwycięstwa w całym wyścigu - i 1922 roku!

Kolarze i krowy w Pirenejach (21 KB) Komiczne przeżycia, które stały się udziałem jednego z uczestników Touru w 1920 roku, mówią wiele o trudnościach, jakie kolarze napotykali w początkach XX wieku. Nieznany zawodnik z Korsyki, Napoléon Paoli, zderzył się mianowicie na drodze do Bayonne z... osłem. Siła uderzenia wyrzuciła go na grzbiet zwierzęcia, które natychmiast pognało w przeciwną stronę niż peleton. Na szczęście dla Paolego, osioł skręcił nogę i zwalił się na ziemię, więc kolarz ponownie dosiadł roweru i obolały kontynuował wyścig. Niedługo potem spadający kamień uderzył go w głowę. Paoli próbował jeszcze powoli podjeżdżać pod Tourmalet, ale w końcu się poddał i położył spać w przydrożnej chacie.

Léon Scieur (4 KB) W latach 20. awarie rowerów miały dla zawodników dużo groźniejsze skutki niż obecnie, ponieważ twórca i szef wyścigu, Henri Desgrange, był absolutnie przeciwny idei wozów technicznych i kolarzom nie wolno było zmieniać rowerów w trakcie etapu. W 1921 roku Belg Léon Scieur o mało nie przegrał całego Touru po tym, jak pękło mu w tylnym kole 11 szprych. Po wymianie musiał przejechać 300 km ze starym kołem przytroczonym do pleców, gdyż kolarze mieli obowiązek dowieźć wszystkie części do mety i pokazać sędziom. Koło pokaleczyło mu plecy, zostawiając blizny do końca życia.

Francuz Victor Fontan rozpoczął ściganie w późnym wieku. W 1928 roku, gdy debiutował w Tour de France, miał już 36 lat, ale dzielnie spisywał się zwłaszcza na górskich etapach w Pirenejach, niedaleko jego rodzinnego miasta. W 1929 roku przywdział nawet żółtą koszulkę lidera, ale nie na długo... Na 363-kilometrowym etapie do Luchon miał kraksę i złamał widelec. Ponieważ takie "maratońskie" etapy ciągnęły się długo w noc, a nie było jeszcze wozów technicznych, Fontan pomaszerował w świetle księżyca na poszukiwanie nowego roweru. Po odpowiednio długim dobijaniu się do drzwi i obudzeniu miejscowych wieśniaków udało mu się wreszcie pożyczyć jakiś pojazd. Zdołał jeszcze nadrobić nieco straconego czasu, ale zbyt mało, więc zniechęcony wycofał się z wyścigu.

Antonin Magne (6 KB) Podczas wyścigu Francuz Antonin Magne czytał listy od rodziny, nigdy jednak nie otwierał poczty od kibiców, gdyż uważał, że to przynosi pecha. W 1931 roku przykuła jego uwagę dużych rozmiarów koperta. Gdy ją otworzył, znalazł wewnątrz szczegółowy opis strategii, jaką zastosuje jeden z jego rywali, Belg Jef Demuysere. Kibic donosił, że będąc ostatnio w rodzinnej miejscowości Demuysere'a podsłuchał, że Belg planuje atak na brukowanych drogach północnej Francji. Magne nie mógł sobie pozwolić na zignorowanie tej informacji - Demuysere miał do niego niespełna 13 minut straty. Na etapie z Charleville do Malo-les-Bans Francuz nie spuszczał Belga z oka i gdy ten faktycznie zaatakował, dokładnie jak to opisano w liście, usiadł mu na kole. Do mety dojechali razem, z przewagą 17 minut nad resztą peletonu. Informacja od kibica zapewniła Magne'owi sukces w całym wyścigu.

Ręczna zmiana biegów na przełęczy Izoard (12 KB) W miarę, jak szybkość kolarzy rosła, zaczęli oni szukać lepszych sposobów na zmianę przełożeń. Wcześniej należało zejść z roweru i ręcznie przesunąć łańcuch na odpowiedni tryb. Dopiero w 1937 roku kierownictwo wyścigu zezwoliło na użycie pierwszych przerzutek, wprawdzie działających na tej samej zasadzie, co obecne konstrukcje, umieszczonych jednak tuż za mechanizmem korbowym, tak że kolarze musieli sięgać ręką za pedały, by je obsłużyć. W pierwszym roku ich stosowania średnia prędkość podczas wyścigu wzrosła o pół kilometra na godzinę.

W 1950 roku Włoch Gino Bartali dobrze radził sobie w wyścigu: wygrał pierwszy etap w Pirenejach i jechał w żółtej koszulce lidera. Na drugim górskim etapie dali mu się jednak we znaki tzw. pseudokibice, przeważnie pijani, którzy szturchali go, obrażali, a nawet grozili mu nożem. Przodownictwo w wyścigu objął jego kolega z zespołu, Fiorenzo Magni. Wieczorem Bartali zwołał jednak konferencję prasową i oznajmił, że cała włoska drużyna wycofuje się z Touru. Następnego ranka nikt nie ubrał żółtej koszulki.

W latach 50. szwajcarski zawodnik, Hugo Koblet, miał reputację kobieciarza i elegancika. Zwyczajem ówczesnych narciarzy zdjęte okulary nosił zaczepione na lewym przedramieniu, a w kieszeniach koszulki trzymał zawsze grzebień, wilgotną gąbkę i buteleczkę wody kolońskiej. Po przekroczeniu linii mety poprawiał włosy, ocierał pot z czoła, spryskiwał się wodą kolońską i dopiero podążał na spotkanie fanów i dziennikarzy.

Telewizja spopularyzowała Tour, transmitując go na cały świat. Obecnie dziesiątki ekip telewizyjnych podążają ze peletonem, a wyścig oglądają miliony ludzi. Naturalnie, nie zawsze tak było... W 1952 roku pierwszy kamerzysta Touru filmował wyścig z motocykla posługując się 16-milimetrową kamerą. Pod koniec dnia naświetloną taśmę wysyłano pociągiem do Paryża, przez noc obrabiano i rankiem montowano, by wreszcie puścić relację w eter w południe następnego dnia.

Alpejski etap z Val d'Isere do Chamonix słynie ze stromych wzniesień i trudnych zjazdów. W 1963 roku Francuz Jacques Anquetil, walczący o czwarte zwycięstwo w Tour de France, postanowił zwiększyć swoje szanse zmieniając rower w trakcie etapu, tak by najtrudniejszy podjazd na Forclaz pokonać na superlekkim rowerze ze specjalnie dobranymi przełożeniami, a przed zjazdem przesiąść się na pojazd cięższy i bardziej stabilny. Problem polegał na tym, że na zmianę roweru pozwalano jedynie w wypadku awarii. Anquetil wpadł jednak na pewien fortel: zbliżywszy się do szczytu wzniesienia zaczął krzyczeć: "Moja przerzutka, moja przerzutka!". Przeskoczył z jednego roweru na drugi, robiąc przy tym tyle zamieszania, że oficjel wyścigu, który czuwał na górze, nie bardzo mógł się zorientować, czy doszło do oszustwa. Anquetil wygrał etap i cały wyścig, a w następnym roku usunięto przepis zabraniający zmiany rowerów. Najwyraźniej działacze zrozumieli, że był nie do wyegzekwowania.

Walka Anquetila i Poulidora (10 KB) Warunki fizyczne Jacques'a Anquetila pozwalały mu ignorować zasady diety i treningu - pomiędzy etapami widywano go w stroju wieczorowym, z papierosem w ręce. Na pytania reporterów odpowiadał prowokacyjnie, że dla niego najlepszy trening składa się z "kilku szklaneczek whisky, lekkich papierosów i kobiety"... Ten brak poszanowania dla własnego zdrowia o mało co nie kosztował go jednak zwycięstwa w 1964 roku. Choć nie był wcale w pełni formy, gdy reszta peletonu odpoczywała w Andorze, Anquetil objadł się baraniną z grilla podczas bankietu dla VIP-ów. Następnego dnia wyraźnie ciążyła mu podczas jazdy i nie był w stanie odeprzeć ataków innego Francuza, Raymonda Poulidora, znanego jako "Pou Pou". Na pirenejskiej przełęczy Envalira Poulidor pomknął do przodu... Dyrektor zespołu Anquetila, eks-kolarz Raphaël Geminiani, zdał sobie sprawę z powagi sytuacji i chwycił się ostatecznej metody: wyszperał gdzieś butelkę szampana, prawdopodobnie trzymaną w oczekiwaniu na oblewanie ostatecznego zwycięstwa, napełnił nim bidon i podał Anquetilowi, mówiąc: "Albo ci to zaszkodzi, albo ulży!". Najwyraźniej pomogło - Anquetil utrzymał niewielką przewagę i wygrał swój piąty Tour.

Wznoszący się na wysokość 1900 metrów szczyt Mont Ventoux nie jest wcale najwyższym wzniesieniem na trasie Tour de France, sprawia jednak kolarzom szczególne problemy ze względu na wysokie temperatury i nieubłaganą stromiznę podjazdu, rozpoczynającego się niewiele powyżej poziomu morza. 13 lipca 1967 roku Mt. Ventoux kosztował życie jednego z zawodników, mistrza świata z 1965 roku, Brytyjczyka Toma Simpsona, który zwalił się z roweru na trzy kilometry przed metą na szczycie. Nim skonał, wyszeptał jeszcze: "Wsadźcie mnie z powrotem na rower". Później okazało się, że Simpson był pod wpływem amfetaminy, która pozwoliła mu dosłownie "zajechać się na śmierć". Odkrycie to skłoniło działaczy kolarskich do zaostrzenia kontroli antydopingowych.

Oprócz Simpsona, podczas Touru zginęło jeszcze trzech zawodników. Pierwszą ofiarą był Francuz Adolphe Heliere, który w 1910 roku utonął w morzu podczas dnia odpoczynku. W 1935 roku Włoch Francisco Cepeda, uderzywszy przy upadku głową o kamień, zmarł po trzech dniach w szpitalu. Analogiczny wypadek miał miejsce w 1995 roku, gdy mistrz olimpijski, Włoch Fabio Casartelli upadł przy zjeździe z pirenejskiej przełęczy Portet d'Aspet i mimo reanimacji i szybkiego transportu nie odzyskał już przytomności. Następnego dnia kolarze oddali cześć jego pamięci, przejeżdżając ostatni górski etap w spacerowym tempie.

Gdy Tour w 1970 roku zbliżał się do końca, dyrektor grupy Bic, Maurice De Muer, postanowił zorganizować swojej drużynie piknik. Na 81. kilometrze dwudziestego etapu ustawił pod drzewem stolik z jedzeniem. Hiszpan Luis Ocana, Holender Jan Janssen i Francuz Jean-Marie Leblanc (skądinąd obecny dyrektor Tour de France) chętnie skorzystali z okazji, by się pożywić. Okazało się jednak, że za przekąskę musieli zapłacić po 50 franków, gdyż zatrzymali się poza wyznaczoną strefą żywieniową.

Francuskiego kolarza Cyrille'a Guimarda uważano za dobrego sprintera, ale niewielu spodziewało się, że jest w stanie zdobyć żółtą koszulkę. W 1972 roku udowodnił, że większość się myliła, ale zapłacił za to wysoką cenę. Po zdobyciu pozycji lidera na płaskich etapach na początku wyścigu, udało mu się ją utrzymać przez większą część Pirenejów i dopiero na ostatnim górskim etapie stracił ją na rzecz Eddy Merckxa, zachowawszy jednak prowadzenie w klasyfikacji najlepszych sprinterów. Obciążenia nie wytrzymały niestety kolana Guimarda, który nie był już w stanie chodzić. Ponieważ Francuz chciał za wszelką cenę dotrwać do końca wyścigu, lekarze zaczęli ciężko pracować nad jego kolanami pomiędzy etapami, co pozwoliło mu na dalszą jazdę, acz nie na chodzenie - na rower musiano go zanosić! Gdy do mety wyścigu zostały tylko dwa etapy, nie potrafił już jednak pedałować i musiał się wycofać. Tour w 1972 roku był jego ostatnim, ale cztery lata później powrócił jako kierownik jednej z ekip...


Tour de France (1 KB) Przygotowano i zilustrowano na podstawie The Tour Saga (bardzo ciekawie opracowanej historii Tour de France), Tour Xtra, materiałów z oficjalnych stron wyścigu oraz równie oficjalnego programu Tour de France 1999.

Tłumaczenie i opracowanie copyright © 1999 by Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
Zdjęcia copyright © by Keystone/McQuaid Publishing
    11.10.99 13:14