Sztycogłowy

Minione miesiące pogrążyły Sztycogłowego w otępieniu. Próbował wszystkiego, ale nic nie dało się zrobić. Głaz jak był nie do pokonania, takim pozostał, nawet mimo zainstalowania specjalnych karbonowych korb, według literatury fachowej dużo sztywniejszych od aluminiowej konkurencji, drążonej w środku. Sztycogłowy czuł się bezradny i porzucony przez Fortunę, szczęście i czterolistną koniczynkę... Włóczył się tedy po mieszkaniu, to zajrzał do lodówki, to zrobił specjalny koktajl mistrzów - sok pomarańczowy wymieszany z kawą i lodem. Przesiadywał z katalogiem dla rowerzystów inaczej i gapił się na przedstawione tam części, zadając sobie głupie pytania dotyczące ich kolorów.

Ostatni tydzień przyniósł jednak znaczącą zmianę. Sztycogłowy nabrał - ni stąd, ni zowąd - tak zbawiennego dlań przekonania, że może góry przenosić. Tryskał energią, co w pierwszej kolejności objawiło się wypijaniem dubeltowych porcji koktajlu mistrzów, ale także konkretnymi działaniami zapowiadającymi niedaleki sukces. Podłoga jego pokoju zaroiła się starymi numerami gazet branżowych, "Rowergrzmotu", "Twojego Złomu MTB" i katalogów firm. Pod ręką znalazł się kalkulator, obok telefonu przyklejona została żółta kartka książki telefonicznej z zawartością na literę "r" - jak... ryby oczywiście. Jakby tego było mało, wreszcie normalnie się wysypiał. Śnił, perwersyjnie w formie i treści, o grubych aluminiowych mostkach lub smukłych sztycach.

Od razu uderzył też do najbliższego "Pressfikumiku" po miesięcznik "Rowergrzmot". Znalazł tam bardzo cenny artykuł - test siodełka z tytanowymi prętami, co potwierdziło jego wcześniejsze przypuszczenia, (kiedy był je sobie montował), iż nic lepiej nie zbija wagi roweru niż takie właśnie pręty. Dodało mu to także zapału do dalszego wzmożonego wysiłku.

Przewróciwszy kartkę zaślinionym palcem, znalazł całostronicowy artykuł poświęcony współpracy NASA z jedną z małych, kultowych - ale już wyrośniętych z garażu - wytwórni komponentów z USA. Omawiano w nim różne najnowsze trendy w produkcji wszystkiego, co niezbędne rowerzystom, wykorzystujące oczywiście odkrycia dokonane w kosmosie. Lektura była niezwykle interesująca, toteż Sztycogłowy niezwykle się natrudził nad zgłębieniem wszelkich danych. Ba, próbował nawet odnaleźć w multimedialnej encyklopedii, co znaczy "ultraborozonowanie tytanu w oparach ultradźwięków"!

Wniosek był tylko jeden: bezwzględnie trzeba zmienić w rowerze nyple. To była w tej chwili sprawa życia i śmierci, ważniejsza nawet od instalacji gripów z karbonowymi nitkami. Nawet koktajl mistrzów znalazł się w cieniu. Szczęśliwie dla swojej dalszej kariery pogromcy niedostępnych terenów, Sztycogłowy dotarł kilka stron dalej do ogłoszenia z internetowym adresem "tej firmy". Zawieszający się komputer i niedostępność "numeru dostępowego TPSA" mało co nie doprowadziły go do apopleksji, ale w końcu udało się. Program innego monopolisty zawiadomił o połączeniu z właściwą witryną. Teraz wystarczyło wystukać zamówienie.

Podniecenie Sztycogłowego sięgało zenitu, a jego paluszki niezgrabnie poruszały się po klawiaturze w poszukiwaniu właściwych guzików. "I would like to..." - literował oblizując się - "...order your super special hyper meta ultra plus bonus ultrabozoned in ultrasound vapour titan..." Kiedy po raz ostatni wcisnął klawisz "Enter", jego oczy mało nie eksplodowały z zadowolenia.

W sześć tygodni później wiedział, że teraz nic już go nie powstrzyma. Będzie niezwyciężony! Ochoczo wbił się w kolarską lycrę. Na wyjezdne zaliczył jeszcze koktajl mistrzów z podwójną ilością kawy, co wzmogło już i tak niezmierzone poczucie panowania nad światem nieożywionym i jakimkolwiek innym.

Jak burza pomknął na ścieżkę, gdzie czekał na niego ów posępny, monumentalny, nieprzeskoczony dotychczas głaz. Zbliżał się do niego z zawrotną prędkością. Co raz spoglądał, to na wraży kamień, to na pędzące ku niemu koło. Wydawało mu się, że widzi linie naprowadzające między oponą i przeszkodą, takie jak w japońskich kreskówkach o małoletnich piłkarzach z oczami wielkości wiaderek. Sztycogłowy skoncentrowany był w stu procentach, a pewien swego był w stu pięćdziesięciu. Na ułamek sekundy przed skokiem niezręcznie przesunął ciężar ciała do przodu - olbrzymi kałdun zafalował. Sprężone przednie koło poderwało się na chwilę do góry, ale tylne dalej rzeźbiło w ziemi wzorek, wciskane 150 kilogramami żywej wagi, prześlizgnęło się jedynie po bocznej krawędzi głazu. Rowerem zachwiało. Sztycogłowy w ostatniej chwili cudem niemalże poderwał kierownicę. Tym razem udało mu się nie gryźć ziemi. Jednakże psychicznie już to robił. Usiadł opodal na trawie i zaczął rozmyślać. Co się mogło stać? Przecież nyple były najlżejsze na świecie, drastycznie obniżyły masę rotowaną kół. A...! To na pewno opona! Dobrze trzymała w zakrętach, ale cóż, niestety nie mogła wytrzymać konfrontacji ze skałą. Wstrząs był tak silny, że Sztycogłowy nie uświadomił sobie, że przy przeskakiwaniu, gumy nie powinny dotykać pokonywanej przeszkody, nie wspominając już o przesuwaniu się bokiem.

Prawdopodobnie siedziałby tam jeszcze długo w swoim otępieniu. Podbiegł jednak jakiś przedszkolak, wziął "głaz" w rękę i dla żartu zamiast patyka, rzucił go ratlerkowi jako aport.

To było nie do zniesienia. Sztycogłowy zabrał rower i postanowił podjechać pod największą na osiedlu górkę. Kolubrynowate nogi ospale próbowały obracać pedały. Sapał lepiej od lokomotywy z wierszyka dla dzieci. Masywne cielsko pokryło się potem. Rytmicznie dociskany pampers chlupotał raz po raz wyrzucając zawartość na zewnątrz. Mimo to efekty jego wysiłku były mierne. Łomoczące serce zmusiło go do zejścia z siodełka i pchania wehikułu. Tuż przed szczytem powtórnie depnął na pedały. Dumnie zatoczył kółko po wierzchołku wzniesienia i zatrzymał się pod rosnącą tam jabłonką. Cień i łagodny wietrzyk ułatwiły mu zapadnięcie w sen.

Obudziło go uderzenie jabłkiem w głowę. Zobaczył jak potoczyło się przed nim. Ponieważ nie leżał w wannie, nie zerwał się z okrzykiem Eureka. To duch Newtona był z nim. Sztycogłowy dostąpił olśnienia. Przyczyna wszelkich niepowodzeń, porażek, kryzysów, dramatów i zapaści została zdemaskowana!

"Jasne! To wszystko przez to, że wyglądam jak jabłko! O tak! Koniecznie pozbędę się tej zielonej koszulki!!!"


Copyright © 2000 by Łukasz Szewczuk (rockoon@poczta.onet.pl)
Przejrzał Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
    11.09.00 23:36