Zimowa jazda Rycha Oprycha


Napisał do mnie Ryszard Rzedkowski, nasz rodak mieszkający i pracujący w Niemczech. Jest to jego relacja z dojeżdżania w zimie do pracy, zawierająca także kilka porad dotyczących wyboru opon.


Zaczęła się ta pasja u mnie od tego, że kasując jesienią na światłach stojącego przede mną Forda Sierrę, który to się był nagle zatrzymał na światłach nie dając mi szansy na wyhamowanie, skasowałem po części także własny automobil. Ponieważ przywiozłem swoje cztery kółka z kontynentu za Atlantykiem, więc naprawa trwała też odpowiednio długo (od połowy października do Bożego Narodzenia), bo Niemcy znają się niestety dobrze tylko na niemieckich autach (ale to nie temat na stronę rowerową).

Zadowolony z takiego obrotu sprawy postanowiłem przejeździć na rowerze do pracy przez cały okrągły rok. Taką mam przemianę materii, że się latem potwornie pocę, jak tylko wsiądę na rower i jadę ponad 18 km/h, a tu się robiło coraz zimniej i zimniej, a ja wciąż jeździłem w T-shircie (jak padał deszcz, wkładałem kurtkę z gore-texu, oczywiście bez podpinki). Polar ubrałem kilka razy, jak mróz był poniżej -20 st.C i dochodził do -24. Zresztą w Bawarii jest łagodniejszy klimat niż w Polsce - duże mrozy trwają 2-3 dni, a ostatnio w ogóle brakuje zimy. Mimo to zimą na rowerze ważne są przede wszystkim ciepłe gacie - zarówno dla pań, jak i dla panów. Szczególnie ochrona przed wiatrem w kroku oraz takaż ochrona kolan mają znaczenie na przyszłość, jeśli z rowerzysty nie chcesz się zamieniń w reumatyka lub wręcz kalekę.

Miasto, w którym mieszkam i pracuję (Augsburg, a dawniej, za cezara Augusta "Augusta Vindelicorum", później Augustusburg - stolica regionu Szwabii, należącego administracyjnie do Bawarii) jest położone w pięknie zalesionej dolinie rzeki Lech. Do Alp Bawarskich jest w linii prostej 70 km, ale po płaskim (bazaltowa płyta wyżyna Schwabische Alb). Do pracy mam 9 km głównie asfaltowymi, ale i bitymi ścieżkami rowerowymi przez las. W drodze powrotnej robię 20 - 60 km po podmiejskich pagórkach po lesie i po szosie (w zależności od możliwości i czasu). Mam doskonały rower crossowy f-my SCOTT z grupą Shimano Nexave - wybrałem tę grupę ze względu na optymalne dla mnie przełożenie (48 -11) po szosie, jak i po górkach (28 -34).

Pierwszą powżniejszą zimową niespodziankę miałem pięknego listopadowego wieczoru, po 20:00, gdy wszelkie kałuże po porannym deszczu ścisnął nadchodzący mróz. W mieście kałuż było niewiele, bo woda spłynęła lub wysublimowała, ale w lesie było ich jeszcze sporo, szczególnie w wybojach bitych dróg.

Jechałem sobie bitą, szutrową drogą wzdłuż wałów ochronnych rzeki Lech. Jak na leśne warunki to autostrada - twarda nawierzchnia, wyjeżdżona przez samochody i maszyny rolnicze, szeroka przestrzeń, że i widoczność jest dobra - nawet jak z naprzeciwka wali góral bez jakiegokolwiek oświetlenia możesz go zawczasu zobaczyć. Leciałem sobie więc tą rowerostradą jakieś 28-30 km/h, wiatr i mróz szczypały mnie w nos, ale jechało się super - wreszcie się nie pociłem! Niestety prędkość miałem zbyt wielką na to, aby uniknąć wjechania w ogromną kałużę (tak początkowo myślałem, że to kałuża), która okazała się być ogromną taflą lodu. Nie kręciłem kierownicą, nie hamowałem i nie pedałowałem - mimo to kierunek jazdy po chwili był już prostopadły do osi roweru! Upadek stał się niechybny i rzeczywiście po przejechaniu kilku metrów bokiem po lodzie znalazłem się nagle w powietrzu. Kontakt ze zmrożonymi glebą, szutrem, żwirem i lodem były bardzo bolesne - obiłem bark, łokcie, biodro i kolana. Najbardziej ucierpiały kostki palcy obu dłoni, które jakoś przytrzasnęły się między kierownicą, a glebą.

Głowa była cała mimo, że wtedy jeszcze jeździłem bez kasku. Po piętnastu minutach dałem radę jako tako wrócić do domu i już w nocy przed zaśnięciem zrodził mi się w głowie pomysł użycia opon z kolcami. Puściłem przeszukiwarkę WWW na cały świat i znalazłem różne cuda - np. poradę typu Adam Słodowy "jak ze starej opony, kilku starych dętek i kilkudziesięciu wkrętów typu SPAX zrobić samemu zimową oponę z kolcami".

Gdy już miałem pełnię informacji, obdzwoniłem okoliczne sklepy rowerowe i ze względu na wagę i na to, że gościu miał ją na półce za jedyne 45 DM /szt. (wówczas ponad 90,-PLN) osobiście zdecydowałem się na kupno opony zimowej Hakkapelitta f-my Nokian (Finlandia) - w wersji 28 cali (47x622), która to opona ma 106 kolców po obu brzegach bieżnika. Są jeszcze tej samej firmy wersje Mount & Ground, która ma 288 kolców i Extreme o 296 kolcach i inne, by skończyć na wyczynowym modelu downhill Freddies Revenz o 336 kolcach, przed którym to modelem ostrzega nawet sam producent. Kolce są dość krótkie, przypominają cieniutkie bolce i są wpuszczone w profil opony. Im więcej jeździ się jesienią i wiosną po suchym asfalcie i kostce chodnikowej, tym więcej kolców się gubi, ale można je też pojedyńczo dokupić i samemu wstawić...

Cena opony wg mnie nie jest wygórowana, jeśli wziąć pod uwagę, że porządna opona letnia Schwalbe, Michelin, Ritchey lub Continental kosztuje między 25 i 55 DM, a "wariatów" jeżdżących zimą jest znacznie, znacznie mniej, więc i rynek zbytu tych opon jest znacznie mniejszy.

Kto raz spróbuje zimą jazdy na takiej oponie nigdy, ale to już nigdy nie będzie chciał zimą jeździć na innych!!! Po zbitym śniegu i lodzie przyczepność jest lepsza, niż samochodu - ruszasz swobodnie spod świateł (w Niemczech jazda po ulicy nie graniczy jeszcze z samobójstwem), a zgłupiali kierowcy gapią się na ciebie jak na ufoludka! Jechałem też po bezdrożach zarówno w kopnym, jak i w zmrożonym głębokim śniegu - prawie po osie. Pedałując pchasz rower po koleinie wyciętej i wytyczonej kolcami przedniego koła (ruchy kierownicą w kopnym śniegu winny być oszczędne!) i jedziesz jak po torach - taka jazda to pełny orgazm! Jest jeden mankament, a w zasadzie dwa - na gołych kocich łbach (nawet sucha okrągła kostka granitowa lub bazaltowa) opona ta staje się niebezpieczna i wymaga szczególnej uwagi na zakrętach i przy hamowaniu. Wyschnięte dorgi , posypane piaskiem lub drobnym żwirem stają się na wiosnę równie niebezpieczne. Jazda koleiną po samochodzie po zbitym i zmrożonym, dość głębokim śniegu, przy skręceniu kierownicy dla ominięcia dołka może się skończyć tym, że wylądujesz w kopnym śniegu - po prostu kolce ściągną w swoją stronę.


Copyright © 2001 by Ryszard Rzedkowski
Przejrzał i zamieścił dome (dome@pepperoni.fm.pl)
    26.06.2001 00:47