Rage Against The Machine i rowery

Okładka płyty 'The Battle of Los Angeles' (6 KB) Na początku króciutki disklejmer dla osób niespecjalnie biegłych w muzyce. Rage Against The Machine to taka sobie wesoła grupka kolesi, grających... no, bardzo głośno. Jeśli zobaczycie gościa w dreadach, w koszulce z Che Guevarą, a reszta kapeli będzie udekorowana w czerwone gwiazdy, to duża szansa, że to RATM. A jeśli teksty będą nasycone nienawiścią do dorobkiewiczów, kasy, wielkich koncernów itp. czyli ogólnie pojętym lewactwem, to na pewno oni. Chłopaki łoją tak, że aż miło posłuchać; oczywiście miłośnicy Britney Spears i Boyzone mogą być zaskoczeni. Ogólnie jest to jedna z niewielu kapel z tzw. "misją do spełnienia" wśród obecnej popkultury. Jeśli byłeś na Matrixie (co się pytam, wszyscy byli), to sięgnij pamięcią do napisów końcowych, bo tamtejsza muzyczka to ich dzieło. A, zapomniałem dodać, że chłopaki walczą o prawa Indian, Tybetańczyków, i wszelkiej maści ludów uciśnionych. Oglądam ja sobie płytkę The Battle of Los Angeles i cóż widzę? Nie ma tu osób, którym się dziękuje, ale comrades B-). A któż to? Czytam, a oczy moje robią się coraz większe: chłopaki z Beastie Boys (wiadomo, walczą o Tybetańczyków), Shaq O'Neal, Kobe & Lakers i... no właśnie... all my bikes, the XTR Bottom Bracket, SPD's, Cheryl Bousquet @ Giant (???), Intense Cycles... długo by tu wymieniać! Aż czytać miło, że takie przyjemne kolesie sobie rowerkują.

Fragment okładki (25 KB) Rowerowe kawałki (7 KB)


Tekst copyright © 1999 by Szyba (stalowy@kki.net.pl)
Opracowanie: Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
    6.12.99 13:15