Z rowerkiem koleją - lawina chamstwa w PKP

Oto bardzo malowniczy tekst z grupy pl.rec.rowery, datowany 2 sierpnia 1999 r....


Oto jak wypocząłem w weekend wybierając się na rowerek koleją.

Sobota, 31 lipca. Wsiadam w Warszawie Toruńskiej. Słyszę komentarz pasażerów:

- O, jest przed czasem!

Sprawdzam - faktycznie, 6:48:10, pociąg jest dwie minuty przed czasem. Z rowerem powinienem wsiąść w środku lub na końcu składu (EZT), a bez biletu (kasy nie ma) na początku. Nie rozerwę się, więc wsiadam na początku i ustawiam się z rowerem w długiej i ciasnej kolejce do konduktora po bilet.

Następny przystanek. Kierownik pociągu daje sygnał odjazdu 98 sekund przed czasem.

- Proszę pana, ale tam jeszcze biegnie człowiek! - zauważa pasażerka.

- Hehe, to autobus nie czeka, a pociąg ma czekać? - odpowiada maszynista.

Miałby rację, gdyby pasażer się spóźnił, ale...

- Jesteśmy prawie 2 minuty przed czasem - mówię głośno.

Zaczekali.

Następny przystanek - drzwi otwierają się z drugiej strony. Muszę przecisnąć rower miedzy tłumem pasażerów, żeby następni mogli wsiąść i stanąć w rosnącej kolejce po bilet. Inni wysiadają na stacji docelowej, nie doczekawszy się biletu.

Pytam kierownika pociągu, czy mogę wstawić rower do zajmowanego przez niego dużego przedziału z tabliczką "Dla podróżnych z dużym bagażem". Nie pozwala mi na to.

Wreszcie udaje mi się kupić bilet do Nidzicy. Kierownik wychodzi sprawdzać bilety. Wchodzę do jego przedziału razem z pasażerami palącymi papierosy. Po powrocie kierownik nie wygania mnie. Też zapala. Maszynista też.

Dojeżdżam do Nasielska. Znajomi ostrzegali mnie, że poc. 15101 Warmia często nie ma wagonu bagażowego, mimo że jest w rozkładzie. Pytam kasjerki, bo wchodząc do dyżurnego musiałbym zostawić bagaż na ulicy.

- W rozkładzie zaznaczone, że jest, ale podróżny mi mówił, że nie było. Nie wiem, co mam panu powiedzieć, raz jest, raz nie ma. - udzieliła mi wyczerpującej informacji.

Ustawiam się na początku peronu i odpinam sakwy, zakładając, że będzie. Założenie było błędne. Otwieram drzwi, widzę ścianę ludzi. Nie ma czasu, wiec ładuję rower z sakwami. Pasażerowie są jednak uczynni i podają go dalej nad swoimi głowami. Wsiadam. W pierwszym przedziale konduktorzy. Pytam, czy jest wagon bagażowy.

- Nie ma.

- W rozkładzie jest zaznaczony.

- Ale w sezonie nie ma.

Bardzo słusznie, przecież latem nikt nie jeździ z bagażem.

- Za rządów Solidarności tak to już jest - wyjaśnia mi pan kolejarz.

W Działdowie zmiana drużyny konduktorskiej. Poprzednia, wysiadając, denerwuje się przeciskając się koło mojego roweru.

- K..wa (...)

- K..wa (...) - wymieniają się wrażeniami drużyny.

Następna jest bardziej agresywna.

- Nie miałeś pan się gdzie ustawić z tym rowerem? Na końcu składu!

- W rozkładzie jest wagon bagażowy.

- Płaciłeś coś za ten rower? - pyta mnie pasażerka

- Oczywiście.

- To żądaj zwrotu pieniędzy - zagrzewa mnie do walki.

- Proszę mi na bilecie napisać, że w tym pociągu nie ma wagonu bagażowego - mówię do konduktora

- Zaraz kierownik panu poświadczy.

Przyszedł kierownik.

- Proszę mi na bilecie napisać, ze w tym pociągu nie ma wagonu bagażowego - mówię do kierownika.

- Nie napiszę, bo wiadomo, że w tym pociągu nie ma.

- W rozkładzie jest.

- Ale 26 VI - 31 VIII nie ma.

Niestety, w wiszącym na dworcach warszawskich rozkładzie dla podróżnych nie ma takiej informacji.

- A ten rower to na końcu składu się wozi!

Wyjąłem więc stosowne przepisy i przeczytałem nieświadomemu kierownikowi, gdzie przewozi się rower (w pierwszym przedsionku pierwszego lub w ostatnim przedsionku ostatniego wagonu).

- Daj pan spokój z tymi przepisami, ja mówię, jak to ma technicznie wyglądać.

Stacja Nidzica - wreszcie wysiadam. Idę na koniec składu, bo tam widzę wysiadających znajomych. Rowery mieli ustawione piętrowo pod sufit w korytarzu.

Po chwili dyżurny uznał, ze czas na wysiadanie minął i daje sygnał "Nakaz jazdy", kierownik pociągu daje sygnał "Odjazd", pociąg rusza, przewracając podróżnego, wysiadającego z ciężkim bagażem. Ludzie krzyczą "Stać!", ktoś daje ręcznie sygnał "Stój", dyżurny go powtarza, pociąg zatrzymuje się kilkadziesiąt metrów dalej. Z pociągu wysiada jeszcze kilku podróżnych. Wreszcie podróżni, zastępujący pracę nieudolnych i nieodpowiedzialnych kolejarzy, dają sygnał "Gotów do odjazdu". Pociąg odjeżdża. Przewrócony, na szczęście w nieszczęściu młody mężczyzna, doznał lekkiego potłuczenia.

Uff.

Powrót, niedziela, 1 sierpnia. Namawiam znajomych, żeby wracać z Nidzicy do Warszawy rowerami i nie narażać się na kolejne nieprzyjemności, ale jednak wracamy pociągiem 66106 Mazury.

O dziwo, jest wagon bagażowy. Ładujemy rowery i wciskamy się do zatłoczonego wagonu, znów podając bagaż nad głowami innych podróżnych, którzy i tu - w odróżnieniu od kolejarzy - okazują się samymi miłymi, życzliwymi ludźmi, pomimo strasznych warunków podróży. Znów Działdowo, znów zmiana drużyny konduktorskiej. Wpycha się dwóch konduktorów:

- Posunąć się! Co to za stanie w drzwiach?!

- Bardzo chętnie bym się posunął, a nawet usiadł w przedziale, ale naprawdę nie ma gdzie - odpowiedział jeden z podróżnych

- To wysiadać! Za godzinę następny pociąg!

Naprawdę był za godzinę i 39 minut.

- To pan niech jedzie za godzinę - odpowiedzieli roześmiani podróżni.

- Albo jutro! Nie będzie takiego tłoku - dał radę konduktor.

- Wstawać! Co to za siedzenie?! - krzyczy na kobietę, która wskutek upału i duchoty w tłumie osunęła się na podłogę

- Mam zemdleć na stojąco?

- Taki tępak jesteś, że nie rozumiesz, że ja muszę wsiąść?! - ryknął konduktor na dorosłego mężczyznę.

- Numerek służbowy pana poproszę.

Zamilkł i przepycha się dalej.

- A pana numerek mogę prosić? - spytał podróżny drugiego konduktora

- 58$%^&$.

- Słucham?

- Nie słyszał pan?

- Niestety, nie zrozumiałem.

- To do laryngologa!

- Czy może pan mi podać numer legitymacji służbowej? - jeszcze raz spytał podróżny po chwili.

- Nie mam legitymacji służbowej.

- Nie pracuje pan w PKP?

- Nie - odpowiedział człowiek w mundurze PKP.

- A bilet pan ma? - zakończyłem jałową dyskusję, powodując śmiech pasażerów i szerokie otwarcie oczu konduktora.

Wreszcie jakoś się wepchnęli. Pociąg ruszył. Po jakimś czasie kierownik pociągu, jak się później okazało, wrócił.

- O, to ten pan, który nie chce podać numeru służbowego - powitali go pasażerowie.

- Numer buta mogę podać! - odpowiedział.

W końcu jakoś dojechaliśmy do stolicy. Biletów nikt nam nie sprawdził, więc nie wiem, po co ta drużyna w ogóle była.

A rowerek? Pogięte błotniki, porysowane światła, poobijana rama - ot efekty wyjazdu weekendowego koleją...

Michał Sawicki (msawic@it.pw.edu.pl)

PS. A miałem sobie wczoraj kupić bilet miesięczny na całą sieć PKP. Odechciało mi się jednak jeżdżenia pociągami w najbliższym czasie. Ciekawe, jakie jeszcze PKP podejmie działania, żeby wygonić klientów?


Copyright © 1999 by Michał Sawicki (msawic@it.pw.edu.pl)
Spolszczenie i redakcja: Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) 1999
    3.01.00 15:22