Historia | Rodzaje łańcuchów | Wymiana łańcucha | Rozpinanie łańcucha | Ustalanie długości | Konserwacja
Dzisiejszym miłośnikom rowerów łańcuch wydaje się równie naturalnym
elementem ich pojazdu jak koła czy pedały. W rzeczywistości rower przez
długie dziesięciolecia nie znał tego wynalazku: śmieszące nas dziś
welocypedy - rowery naszych prapradziadków - posiadały co prawda dwa
koła, ale wielkie przednie koło (o wielkości 100-150 cm, odpowiadającej
długości nóg cyklisty) napędzane było bezpośrednio - pedały przytwierdzone
były wprost do osi koła. Nieprawdopodobnie brzmi dziś informacja, że
niektórzy śmiałkowie potrafili "wycisnąć" na takich dziwolągach prędkości
dochodzące do 40 km/h. Cóż, naszym przodkom nie brakowało fantazji!
Pierwszy łańcuch pojawił się dopiero w roku 1873 i początkowo napędzał...
przednie koło. Dopiero pod koniec zeszłego wieku skonstruowano rower, w
którym łańcuch napędza, "po bożemu", koło tylne. Zresztą wygląd
dzisiejszych rowerów niewiele odbiega od tych z przełomu wieków.
(Więcej informacji na ten temat w Krótkiej historii pierwszych rowerów.)
Zasadniczo spotykamy trzy rozmiary łańcuchów: najszerszy o szerokości
1/8" - stosowany w rowerach użytkowych, z charakterystyczną czarną
zapinką do rozłączania, węższy 3/32", do niedawna stosowany w
większości współczesnych rowerów z systemem przerzutek oraz najwęższy -
wprowadzony w 1998 r. przez Shimano, do obsługi nowych 9-biegowych
układów tylnej zmiany biegów. Ze względu na kolejne innowacje potentata
Shimano ułatwiające zmianę przełożeń: UG, HG, IG
(więcej można o nich przeczytać w rozdziale
o kasetach), kształt i budowa poszczególnych łańcuchów
może się nieco od siebie różnić. Np. te nadające się do obsługi
systemów IG mają charakterystyczne łukowate wgięcia do środka blaszek
łączących ogniwa. Większość dobrych łańcuchów obsługuje, najbardziej
rozpowszechniony, system HG (mówimy, że jest z nim kompatybilna), jest
giętka na boki, czyli potrafi dobrze pracować w skosie i trwała. Na rynku
polskim najbardziej znane marki łańcuchów to: Shimano, Sachs
i najdroższy, ale i najtrwalszy - Rohloff. W opinii większości
użytkowników, najlepszymi walorami, przy umiarkowanej cenie cechują się
łańcuchy Sachs.
Nawet najlepszy łańcuch się zużywa. Powoli ścierają się jego sworznie,
powiększają otwory w blaszkach, a całość wydłuża. Nie byłoby w tym jeszcze
nic złego - wytrzymałość łańcucha zmniejsza się przez to niewiele - gdyby
nie fatalny wpływ na stan koronek - im bardziej wydłużony łańcuch w
stosunku do jego pierwotnej długości, tym szybsze ścieranie się zębów
koronek. I tak trzeba przyznać, że jest to urządzenie wyjątkowo odporne -
prawie cała "para" pedałującego cyklisty przenoszona jest za jego
pośrednictwem, przypadki zerwania nie są zbyt częste, a dobrej jakości
łańcuch będzie nam służyć przez kilka tysięcy kilometrów. Jak ocenić, kiedy
nadaje się on już do wymiany? Niektórzy doświadczeni mechanicy stosują
metody odciągania łańcucha na największej przedniej tarczy i obserwując
wyłaniający się ząbek oceniają stan wydłużenia łańcucha.
W dobie "udziwnionych" tarcz (niektóre zęby tarczy mają specjalnie spiłowane zęby,
by ułatwić zmianę biegów), nie jest to metoda polecana. Najprostszy i
najpewniejszy sposób to pomiar jego długości przy pomocy linijki. We
wszystkich nowych łańcuchach odległość między środkami sworzni dwóch
kolejnych par ogniw wynosi 1" (1 cal = 25,4 mm; patrz rysunek).
Wystarczy teraz zmierzyć długość dowolnej wielokrotności par ogniwek, np. pięciu,
porównać z właściwą i zdecydować co robimy dalej. Przyjmuje się, że łańcuch
wyciągnięty powyżej 1% jego nominalnej długości nadaje się już do
wyrzucenia, choć niektórzy stosują bardziej lub mniej surowe kryteria.
Osobiście, planuję jego wymianę, gdy długość dziesięciu ogniw zbliża się do
128 mm, a więc wyciągnięcie na tym odcinku dochodzi do 1 mm (w nowym
wynosi ona 5*2,54=127 mm).
Niestety, sama wymiana łańcucha często nie wystarcza. Nowy łańcuch może,
choć nie musi, przeskakiwać na częściowo zużytych koronkach. Najczęściej
dotyczy to najmniejszych tylnych zębatek (siła ciągnąca rozkłada się na
małej liczbie zębów), ale może także pojawiać się na innych.
Warto wtedy "odczekać" 200-300 km jazdy. Na ogół, kaseta dopasuje się do
nowego łańcucha i przeskakiwanie ustaje. Jeżeli uporczywie trwa, musimy
niestety wymienić kasetę - w całości lub częściowo
(patrz rozdział o kasetach)
- a niekiedy także przednie tarcze. W tym momencie często
zaczyna się gehenna kupujących spowodowana "perfidią" producentów. Niektóre
kasety są rozbieralne i możemy do nich dokupić uszkodzone zębatki, inne nie
i wtedy nie pozostaje nam nic innego jak kupno całego kompletu. Wówczas
okazuje się, że kasety o szukanych wymiarach nie są już produkowane, albo
ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Podobnie, a nawet jeszcze gorzej,
przedstawia się sytuacja w przypadku przednich tarcz. Niektóre są
rozbieralne, teoretycznie wymienialne, ale już nie produkowane, inne
występują w całości i wymiana jednej tarczy sprowadza się do kosztownej
wymiany kompletu korb z nowymi tarczami. Koszmar! Producenci, łącznie z
monopolistą - Shimano,
robią wszystko aby na nas zarobić i... nie pozostaje nam
nic innego niż kupowanie nowych, drogich zespołów. Niektórzy, bardziej
uzdolnieni mechanicznie, mogą próbować reanimować zużyte koronki i tarcze
poprawiając pilnikiem stan ich "uzębienia". Nie jest to jednak rozwiązanie
łatwe, ani tym bardziej eleganckie.
Dla intesywnie jeżdżacych rowerzystów polecam jeszcze jedną, interesującą metodę. Istnieje kilka jej wariantów, ale optymalny wydaje się ten, podany w bikeBoardzie 7/2000. Od samego początku eksplatacji nowej kasety używamy trzech nowych, dobrej jakości łańcuchów. Po ok. 500-550 km, ale nie więcej, zdejmujemy łańcuch aktualnie używany i wybieramy najkrótszy z naszej kolekcji trzech. Może się bowiem zdarzyć - nawet przy identycznych modelach - że najkrótszy jest... ten właśnie zdjęty. Metoda wymaga pewnej skrupulatnosci, ale podobno znacznie (do 3 razy) wydłuża żywotność kasety i powinna nas uchronić od problemów przekakującego, nowego łańcucha. Niestety, można ją polecić do łańcuchów posiadających łatwo rozpinalne zapinki, np. Powerlink Sachsa, bowiem opisane w dalszej części częste rozkuwanie i skuwanie poprzez wypychanie sworznia może łańcuchowi zaszkodzić.
A zatem kupiliśmy już nowy łańcuch i zamierzamy wymienić nasz stary,
zużyty. Szerokie łańcuchy 1/8" wyposażone są w specjalną zapinkę,
która ostatnio pojawiła się także w nowych łańcuchach Sachsa
("Powerlink" - patrz zdjęcie obok). Do rozpięcia (albo
bardziej fachowo - rozkucia) typowych łańcuchów potrzebny jest specjalny
przyrząd - rozkuwacz. Przyda się też w trasie, w przypadku
pęknięcia łańcucha - wystarczy skrócić go o dwa ogniwa i możemy kontynuować
wycieczkę.
Spotyka się dwa rodzaje rozkuwaczy: "zwykły" oraz typu
Shimano. Ten drugi (patrz zdjęcie obok), posiadający dodatkowe pokrętło regulacyjne
jest dużo lepszy. Niedawno (maj 1999) nabyłem ów Shimanopodobny za jedyne
15 zł. Naszym celem jest wypchnięcie dowolnego sworznia. Wkładamy więc
łańcuch w urządzonko, regulujemy pokrętło dociskające i kręcąc dźwigienką
wypychamy sworzeń. W pierwszej fazie musimy użyć niemałej siły by go
ruszyć. Potem idzie już łatwiej (10-12 obrotów), aż sworzeń zbliża się do
końca. W tym momencie przerywamy pracę, wyciągamy łańcuch z rozkuwacza
(niekiedy przychodzi to z pewnym trudem) i próbujemy go rozpiąć, wyginając
energicznie na boki. Nie wolno nam do końca wypchnąć sworznia z
ogniwa, gdyż jego ponowne włożenie jest mocno kłopotliwe. Po rozpięciu
sworzeń powinien wystawać ok. 0,5 mm do wnętrza ogniwa. Jeżeli łańcuch nie
daje się rozpiąć, wkładamy go znowu do rozkuwacza, wkręcamy pół obrotu,
wyciągamy łańcuch i ponawiamy próbę jego rozpięcia...
Skuwanie łańcucha jest operacją podobną do rozkuwania. Łączymy
prowizorycznie oba jego końce (teraz właśnie przydaje się owe 0,5 mm
wystającego sworznia), zakładamy urządzonko - tym razem z drugiej strony -
i kręcimy. Sworzeń musi się znaleźć na swoim normalnym miejscu. Sprawdźmy,
czy równo wszedł, a w razie potrzeby, korygujmy jego położenie rozkuwaczem.
Zobaczmy czy łańcuch zgina się bez oporów w miejscu łączenia. Jeżeli
wyczuwamy nawet mały opór, spróbujmy energicznie powyginać go na boki, a
gdy i to nie wystarcza, ponownie posłużmy się rozkuwaczem. Musimy
doprowadzić do stanu, w którym nie jesteśmy w stanie wyczuć żadnej różnicy
między skuwanym miejscem, a pozostałymi częściami łańcucha, inaczej
ryzykujemy jego "złośliwe" przeskakiwanie.
W przypadku, gdy wymieniamy tylko łańcuch, albo inne wymieniane elementy
(zębatki, tarcze) mają te same rozmiary co poprzednio, sprawa jest prosta.
W nowym łańcuchu pozostawiamy dokładnie tę samą liczbę ogniw, co w starym
(pomiar samej długości, ze względu na jego wyciągnięcie, może okazać się
złudny). Nowe łańcuchy (116 ogniw) mają pewien zapas długości, gdyż
przewidziane są do obsługi najbardziej skrajnych przypadków. Jeżeli jednak
zmieniamy z jakichś powodów zębatki na inny wymiar, musimy dobrać optymalną
do naszego napędu długość łańcucha. Spośród kilku istniejących sposobów
najpewniejszy wydaje się następujący. Wrzucamy najmniejszą tarczę z przodu
i najmniejszą zębatkę z tyłu (zestawienie nie stosowane w jeździe, ale w
tym przypadku praktyczne). Układamy łańcuch na najmniejszej tarczy i
najmniejszej zębatce, i trzymając oba jego końce, próbujemy go skracać,
jeszcze nie spinając. Zauważmy, że wózek przerzutki układa się równolegle
do podłoża, a nawet dolne kółko ustawia się wyżej niż górne. Nie
zapominajmy, że ogniwa łańcucha możemy odejmować lub dodawać tylko parami.
Optymalna długość to taka, przy której łańcuch jeszcze przechodzi swobodnie
między kółkami, a dołożenie kolejnych dwóch ogniw powoduje pocieranie
łańcucha o siebie.
Łańcuch musi być regularnie konserwowany, inaczej żywotność układu
napędowego staje się mocno zagrożona. Poza tym, ciężko pracując zasługuje z
naszej strony na odrobinę troski :-) Żmudnej procedurze czyszczenia i
smarowania łańcucha poświęcono osobny rozdział.
Potrzeba matką wynalazków, wymyślono więc w końcu typ smarów, które - jak
się wydaje - nie tylko smarują, ale przy okazji czyszczą.
Jednym z bardziej znanych jest White
Lightning. Łańcuch nim smarowany nie wymaga prawie żadnej
konserwacji, nie przykleja się do niego brud, kurz - wszystkie
elementy układu napędowego pozostają czyste. Przekleństwo rowerzystów
górskich: "godzina jazdy, dwie godziny czyszczenia" zamienia się w
błogosławione: "godzina jazdy, pół godziny kontemplacji... przy piwie"
:-). [Oby entuzjazm Andrzeja nie okazał się nieuzasadniony; okaże
się za jakiś czas ;-) - przyp. Zbooya.]
![]() |
Copyright © 1999 by Andrzej Oziębło
(ypoziebl@cyf-kr.edu.pl) Zhateemelował i zamieścił Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) |
11.09.00 23:15 |