[...] Nacisnęłam na pedały, ale trzy członkinie towarzystwa miłośników
miasta wypożyczyły sobie przed hotelem "Na Książęcym" rowery i ruszyły za
mną, z zazdrości tak naciskały na pedały, że bez trudu mnie wyprzedziły i
krzyczały wskazując na mnie:
- Obcięła sobie włosy!
Kilku cyklistów, którzy mnie znali, w rozgoryczeniu pojechało za mną, oni także mnie wyprzedzili i pluli mi pod koła, a ja jechałam w tym ruchomym szpalerze cyklistów, wszyscy smagali mnie spojrzeniami pełnymi gniewu, ale to dodawało mi siły, założyłam ręce i jechałam bez trzymania, i do browaru wjechałam już sama, cykliści stali z rowerami pomiędzy nogami przed biurem z napisem:
GDZIE SIĘ PIWO WARZY,
TAM SIĘ DOBRZE DARZY!
I oto wybiegł Francin, a za nim trzy członkinie towarzystwa miłośników miasta, wskazujące mnie obu rękoma.
- Co się stało z twoimi włosami? - spytał Francin z piórem ze stalówką redis numer trzy w drżących palcach.
- Mam je tutaj - odpowiedziałam i oparłszy rower o ścianę, podniosłam sprężynę bagażnika i podałam mu te dwa ciężkie warkocze.
Francin włożył pióro za ucho i zważył w dłoni te moje martwe włosy, i położył je na ławeczce. A potem odpiął pompkę od ramy mojego roweru.
- Mam dętki wystarczająco napompowane - powiedziałam i ze znajomością rzeczy dotknęłam przedniej i tylnej opony.
Francin jednak odkręcił wężyk od pompki.
- Pompka jest także w porządku - dodałam nic nie rozumiejąc.
A Francin skoczył nagle do mnie, przegiął mnie przez kolano, podniósł
mi spódnicę i zaczął mnie smagać po tyłku, a ja zdrętwiałam na myśl, czy aby
włożyłam czystą bieliznę i czy się umyłam, i czy jestem dostatecznie
odsłonięta. Francin smagał mnie wężykiem, cykliści z zadowoleniem kiwali
głowami, a trzy członkinie towarzystwa miłośników miasta patrzyły na mnie,
jakby zamówiły sobie satysfakcję.
W końcu Francin postawił mnie na ziemi, opuściłam spódnicę, Francin był piękny, nozdrza mu drżały zupełnie tak samo, jak wówczas, kiedy poskromił spłoszone konie.
- Tak, moja panno - powiedział - zaczniemy nowe życie!
I schylił się, i podniósł pióro ze stalówką numer trzy z ziemi, po czym przykręcił wężyk do pompki, a pompkę wcisnął w klipsy umocowane na ramie mojego roweru.
Wzięłam tę pompkę i pokazując ją cyklistom powiedziałam:
- Tę oto pompkę kupiłam w firmie Runkas przy ulicy Bolesławskiej.
Bohumil Hrabal: Postrzyżyny.
Warszawa: PIW, 1980. Tłum. Andrzej Piotrowski.
![]() |
Wyszukał Qba "jamala" Larysz (jamala@krakow.home.pl) 1999 Zdjęcia z zasobów Filmoteki Narodowej zeskanowali Alfer (alfer@mp.pl) i Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) |
23.11.99 14:53 |