Jak się rower ma do rytu?

Rower, narty, buty

W tomie "Piesek przydrożny", który rozpoczyna się od opisu wozu, umieszcza Miłosz krótką rozprawkę o konewce. Ten niepozorny przedmiot staje się powodem jakże poważnych słów o "nadziei ocalenia ze wzburzonych wód nicości i chaosu." Może zatem opowieści o rzeczach mają swoją wagę nawet wtedy, gdy nasz wybór jest całkowicie subiektywny, a przedmiot w społecznym odbiorze niewiele znaczy. Pozostaje wierzyć, że opisując "swoje konewki" zawsze zatrzymuje się znikającą część wspólnej rzeczywistości, a rzecz pozwała przemknąć ponad przygnębiającą opozycją subiektywne - obiektywne.

Dla tej wiary porzucimy grządki Miłosza dla bliższych nam gór. Kto chce w nich bywać, musi zetknąć się ze zbiorem przedmiotów, które kontakt z tą specyficzną przestrzenią czynią możliwym. Wybierzemy spośród nich górski rower, zjazdowe narty, buty do wspinaczki i poświęcimy im nieco uwagi. Zestaw ten nie jest przypadkowy, ponieważ wszystkie jego elementy pełnią tę samą funkcję. Ułatwiają poruszanie się w szczególnym terenie. Może nawet więcej. Tworzą one nową jakość przestrzeni. Nie ma przecież stoku bez narciarza, ściany skalnej bez wspinacza, podjazdu bez rowerzysty. Góry tych ludzi są inne od gór niespiesznego przechodnia. Oprócz miejsca i funkcji także czas jest tym, co łączy. Naszych rzeczy używa się, gdy codzienność ma swoją przerwę, w czasie zawsze jakoś wyróżnionym, oddzielonym. W zwyczajnym biegu spraw ten zbiór jest zupełnie nieprzydatny i tkwi zapomniany w piwnicach, komórkach, na strychach. Jednakże w właściwej sobie czasoprzestrzeni staje się niebywale ważny, bo stanowić może o naszym być albo nie być. Paradoksalność jest naturą tych przedmiotów. Ich wyprodukowanie wymaga najnowszej techniki i technologicznie zaawansowanych materiałów. Jednakże pomysł, idea, która stoi u ich początków, wciąż pozostaje niezmieniona i ciągłe zadziwia swą nadzwyczajną prostotą. Kiedy już powstaną, urządzenia te nie wymagają (inaczej niż samochód, telewizor, komputer) zewnętrznego cywilizacyjnego zasilania, są skończone i niezależne. Zbliża je to bardziej do wyrafinowanego rękodzieła niż do wielkoprzemysłowej produkcji. Nie bez powodu powstają w niewielkich zakładach i w krótkich seriach.

Dla kogoś z zewnątrz rower, buty, narty we wszystkich mutacjach są podobne. Jednakże dla amatorów różnica między rowerem Trek z aluminiową ramą i osprzętem Shimano XT a Wikingiem z fabryki Romet jest przepastna. Kwestia liczby przełożeń, szybkości zmiany trybów, siły hamulców, drgań ramy i kierownicy - to są sprawy zasadnicze. Dla narciarza długość narty, jej skrętność, to jak "trzyma" na lodzie i jak "idzie" w puchu, szybkość zoli, trwałość krawędzi to poruszające problemy. A ile czasu, słów i emocji poświęcono przyczepności podeszwy wspinaczkowego pantofla, temu, czy lepsza jest forma do czy powyżej kostki, czy nosek winien być okrągły czy raczej szpiczasty.

Dla użytkowników sprzętu nie są to pytania z rodzaju "ile diabłów mieści się na główce szpilki". Oni traktują je z najwyższą powagą. Wiedzą bowiem, że lepszy sprzęt to szansa na nowe drogi, stoki, zbocza, na nowe, intensywniejsze przeżycia. Rzecz daje możliwość, otwiera perspektywę. Dywagacje o manetce, sztywności buta, jakości ślizgu nabierają egzystencjalnego charakteru.

Zwykło się uważać rzeczy, o których opowiadamy, za rodzaj wakacyjnego wyposażenia służącego lepszemu wypoczynkowi. Ten zaś ma być lekki, łatwy i przyjemny, ale nade wszystko musi być odmienny od zwyczajnej aktywności. Z pewnością nasz zbiór dokonanie tak pożądanej zmiany umożliwia. Kiedy wsiadamy na rower, zapinamy narty, wciągamy buty, ruszamy w podróż. Nie tyko w przestrzeni. Przekraczamy również mentalną granicę. Przestajemy być tym, kim byliśmy, zostajemy rowerzystami, wspinaczami, narciarzami. Mamy nowe cele, nowe reguły postępowania, niebezpieczeństwa i satysfakcje są teraz ze szczególnej beczki. Proste przedmioty, a jak przekształcają nam świat. Rzeczywistość, do której trafiamy, bywa trudna, wymagająca, nawet groźna. Czekają nas tam wielkie wysiłki. Kto na rowerze przejechał z Zakopanego na Halę Gąsienicową, wie, że nie ma w tych słowach cienia przesady. Kto walczył ze zlodzonymi muldami lub tępym, kopnym śniegiem, rozumie, iż narciarstwo bywa męką. Strach i stres towarzyszy nie tylko pokonywaniu pionowych skał. Zjazdy w terenie eksponowanym, nierównym, niebezpiecznym, na rowerze czy na nartach pełne są także ekscytacji. Mimo tych trudności, może także dzięki nim, świat, do którego docieramy poprzez rower, narty, buty, ma wielki powab. Wciąga, uwodzi, zachwyca, chociaż czas przezeń oferowany nie jest lekki, łatwy i w banalnym sensie nie jest przyjemny. Jeden z powodów siły opisywanej rzeczywistości to oczywistość ładu, jego czytelność. Wiemy tu, gdzie początek i gdzie koniec, znamy drogę, która prowadzić ma do celu, i środki potrzebne, by go osiągnąć. Nawet przeszkody, chociaż niekiedy znaczne, także są rozeznane. Sukces i porażka nie podlegają dyskusji. Wszedłeś, zjechałeś, pokonałeś, tak jest tak, nie znaczy nie. Tylko my, podróżni, wnosimy niepewność. To my jesteśmy prawdziwymi niewiadomymi, a nasza aktywność tutaj jest jak rozwiązywanie równania, w którym tylko jedno X pozostaje nieznane. Pedałując ostatkiem sił, na bezdechu, z zalanymi potem oczami widzimy, jak odsłania się nam prawda. Gdy cofamy się ze źle ubezpieczonego, trudnego odcinka, na którym odpadnięcie grozi długim lotem, wówczas w jasnym świetle stają nasze słabości i braki. Przy dobrych warunkach szusowanie Goryczkowym Kotłem jest wspaniałą zabawą nawet dla przeciętnego narciarza. Wystarczy jednak mgła, zadymka i ta sama trasa moze zostać areną dramatycznych przygód. Natura ujawnia swoją potęgę i naszą małość.

To pouczające doświadczenia. Mocne i jakoś niedyskursywne. Narty, buty, rower są całkowicie asymboliczne i nie dają do myślenia. One radykalnie stawiają wobec prawdy.

Pijąc piwo w dolinie po powrocie z gór, czując jak opuszcza nas napięcie, a obejmuje przyjemne zmęczenie, możemy powiedzieć, iż coś pewnego wiemy. Nasza determinacja, energia, odwaga, umiejętność przestają być ciemne, tajemnicze. Przeżyte doświadczenia otwierają nowe drogi lub pokazują granicę, są powodem szczęścia albo przygnębienia. Jednak w każdym przypadku ich moc nie ulega wątpliwości. Siłę tą wiązać należy z jasnością, oczywistością, wiedzą, to znaczy z prawdą. Trud i ryzyko są ceną płaconą za jej odsłonięcie. Szczęście i ekstaza to nagroda dla tych, co dotarli i zobaczyli. Zważywszy na to, że narty, rower, buty to absolutnie dobrowolny wybór, pamiętając o kosztach, które za sobą pociąga, musimy przyjąć, iż jego dobroć wspiera się na podstawowej wartości. Bycie w prawdzie czy, jak kto woli, prawdziwe bycie tłumaczy taką opcję pełniej niż założenie, że chodzi o bardziej wyrafinowaną formę konsumpcji. Ci, wcale liczni, co życie stracili w tej poważnej zabawie, mocno świadczą o powadze skrywanej w naszych rzeczach. Hedonistycznych upodobań nie sposób przecież powiązać z odbierającym oddech podjazdem czy z ciężkim plecakiem przygniatającym do ziemi.

Zysk musi być poważny, bo i ceny płacone są wysokie: zdrowie, stres, często ból, brak czasu na tzw. zwyczajne przyjemności, pieniądze przepadające tutaj jak w czarnej dziurze, opinia dziwaka (po co się tak męczyć? po co się drapać tam, gdzie nie swędzi?) i rosnące zniecierpliwienie bliskich, coraz gorzej znoszących nasze odloty, to przecież tylko część katalogu. Kiedy jednak schwyta nas nieprzeparta chęć, aby być inaczej, wsiadamy na rower, smarujemy narty, sznurujemy buty. To nasz pal, maska, bęben, a góry to nasze za zaświaty. Ruszamy w inicjacyjną podróż, odbywamy ryt przejścia. Schemat, kategorie tego kulturowego fenomenu dobrze pasują do opisu naszych przeżyć. Mnogość wrażeń układa się dzięki nim w logiczną. spójną całość. Patrząc na nasze magiczne sprzęty, widzimy jednak ważne różnice w stosunku do klasycznego wzoru. To narzędzia zdecydowanie jednoosobowe, wyróżniające i oddzielające. Numer buta, długość nart, wielkość ramy, parametry odnoszone do konkretnego człowieka. Taka inna osobista bielizna. Zgodne to jest zresztą z naturą górskich przejść zawsze głęboko indywidualnych. Odsłania się nam prawda, lecz to nie zmienia naszego społecznego statusu. W wymiarze społecznym z chłopca nie stajemy się tutaj mężczyzną, z wojownika wodzem, z ucznia mistrzem. Czy można zatem mówić o rycie, inicjacji, fenomenach, które bez społecznego tła nie istnieją?

W tym miejscu warto także zapytać, czy nie odeszliśmy zbyt daleko do matu, od opisu rzeczy?

Jak się ma górski rower - rama, kilka zębatek, łańcuch, przerzutki, hamulce, korba i pedały, wspinaczkowe buty - prosta kombinacja skór i gumy, narty - dwa wygięte kawałki tworzywa połączonego z metalem, jak to się ma do rytu, inicjacji, do bycia w prawdzie?

Przypomnijmy, iż każda z tych rzeczy w nowy sposób waloryzuje przestrzeń. Taternik na skalnej ścianie widzi rysy, zacięcia, kominy, okapy, płyty i formacje te tworzą dla niego "drogę". Ze szczytu Kasprowego inną trasą zjedzie narciarz, inną cyklista, ponieważ zbocze dla każdego z nich inaczej się jawi. Powtórzmy, sprzęt stwarza swych użytkowników. Patrząc z boku na męczących się ze stromizną rowerzystów, nie dostrzeżemy. który z nich profesor, a który listonosz. Jeden jest lepszy, bo połyka przestrzeń, drugi słabszy, męczy się potwornie z każdym metrem. Tak wyglądają z perspektywy kierownicy. Można robić wielkie interesy, posiadać skarby świata całego, płynący stąd szacunek i prestiż. Skalna płyta, którą przejść trzeba na tarcie wykorzystując przyczepność podeszwy, nie dba o to jednak zupełnie. Bez przygotowania, talentu, szczęścia nie uda się jej pokonać mimo pozycji, konta, znajomości.

Nasze rzeczy współtworzą nowe istnienie dopiero wtedy, gdy prawdziwie są używane. Ktoś jedzie na rowerze przez góry i tylko wówczas mamy do czynienia z górskim rowerem. W innych przypadkach prezentuje się nam metalowa konstrukcja. Można ją oczywiście zmierzyć, zważyć, podać jej techniczny opis, jak to czynią instrukcje obsługi. Będzie to jednak opowieść o metalach, tworzywach, mechanice i o tym, jak zasady rządzące na tych polach bywają urzeczowiane. W takiej prezentacji rower jest tylko pretekstem do ukazania praw i reguł z zupełnie innego obszaru.

Fałszuje także obraz tych przedmiotów socjologiczne i ekonomiczne tło. Są to towary o określonej rynkowej wartości. Reklama, da promując je, przydają im społecznego znaczenia. Pokazuje się je jako emblematy materialnego sukcesu, piękniejszego świata, ciekawego stylu życia. Jacyż to jednak ubodzy krew i prawdziwie mocnych znaków, samochodów, jachtów, samolotów. To takie skarby dla młodziaków. Można oczywiście zajmować się tą stroną. Jakże smaczne mogą być opisy narciarzy, dla których narty są inną formą leżaka, rowerzystów, co to na najnowszych "góralach" kręcą się po ludnych ulicach. Nie powinno się jednak zapoznawać faktu, iż rzeczy tak użyte przypominają słynną surrealistyczną filiżankę z futrem w środku. Niby podobne, a przecież fenomen całkiem nowego rodzaju.

Wśród kręcących się po górach są tacy, którym przypisuje się miano bażanta. Bażantowi forma przesłania treść. Ma wspaniałe narty i depcze nimi oś1ą łączkę, w butkach najnowszej generacji zdobywa żeberka na Granatach. Na dodatek jest to aktywność solenna i dramatycznie uroczysta. Jego śmieszność wynika z jego naiwności, z niezrozumienia, iż rzeczy, w które się udrapował, tylko pozornie mogą przysłonić, zakryć, stworzyć pozór. Na nartach, rowerze górskim, we wspinaczkowych butach król zawsze jest nagi. Bażant tego nie wie, jako że dał się zbałamucić mirażowi ceny, obrazowi katalogu. Rozdzielił mieć i być, a w rezultacie nie pojął natury używanych przez siebie przedmiotów. Dlatego symbolicznie zostaje zdegradowany i zrównany z krzykliwym, barwnym kurakiem. Uniknąć w opisie bażanciego błędu, znaczy zatem poszukiwać istoty, właściwej tym rzeczom prawdy. Prosta fotografia z dołączoną instrukcją obsługi i ceną nie pozwalają wytłumaczyć tajemniczej mocy i niezwykłości tych fenomenów. Odsłanianie, inicjacja, ryt kategorie dające jakąś szansę. Świąteczny charakter, niepoważna powaga, nieunikniona chwilowość, siła emocji, inność znanej rzeczywistości, cechy związane z opisywanymi przedmiotami w świetle wymienionych wyżej kategorii łączą się w całość, uzupełniając się i wzmacniając. Dzięki temu oczywista staje się różnica tak funkcjonalnie podobnych przedmiotów, jak rower i samochód czy wspinaczkowe buty i ciepłe domowe kapcie. Oto po jednej stronie mamy codzienność, letniość, łatwość, a po drugiej świąteczność, intensywność, trud. Tu doliny i cywilizacja, tam zaświaty i góry.

Czy i jaki jest sens opisu, takiego opisu, roweru, nart, butów? Każde przedstawienie jest przecież uboższe od doświadczenia i świeci światłem odbitym. Bez opowieści, to znaczy bez języka, formy, z kultury pozostaje ono jednak ciemne, niepojęte i zagrożone niepamięcią. Dzięki niej wiemy, co przeżyliśmy, a na dodatek prawda ta może zostać przekazana innym. Moje buty, rower i narty stają się własnością słuchających i czytających. Dopiero wtedy ryt się dopełnia, a inicjacja dokonuje. Można oczywiście obyć się bez tego. To przecież dodatkowy wysiłek, nowe niebezpieczeństwa. Język jawi się jako góra podstępna, pełen pułapek, z ochotą wystawiająca do wiatru. Ilość górskich po wieści, to, że przy spotkaniu ludzi połączonych tego rodzaju doświadczeniami, prędzej czy później zawsze padnie sakramentalne: a pamiętasz, jak było tam, co się działo wtedy, wskazuje na potrzebę obrazu. Jeżdżąc, wspinając się, szusując czynimy coś niekoniecznego. Opowiadając o tym, robimy dokładnie to samo. Jakże jednak piękne są te niepotrzebne zwycięstwa, jak dobre i krzepiące. Pewnie, nieraz odparły nas skały, skotłował śnieg. nieraz to nie rower nas niósł, lecz my go nieśliśmy. Nasze opisy chybiły, gubiły wątek i ogólnie czyniły przygnębiające wrażenie. Bywało. Jest rower, narty, buty i coś do pisania, można zatem spróbować ponownie. Może tym razem się uda. Jeżeli nawet nie sięgniemy szczytu, to przecież znowu dzięki tym kilku przedmiotom będziemy w drodze. Raz jeszcze mocniej poczujemy istnienie i pewniej ujawni się nam ład. Tak czy owak warto. Co tu kryć rower górski, narty, wspinaczkowe buty to boże dary. I dzięki Boże, że są.


Wiesław Szpilka: Rower, narty, buty. Konteksty. Etnologia, kultura, sztuka, nr ???.


Znalazł i zoceerował Jacek Juda (jacek@medprakt.pl) 2000     26.01.00 14:56