Rowerzyści w Kopenhadze

Artykuł Jerzego Połowniaka o kopenhaskich ścieżkach rowerowych, zamieszczony w specjalnym dodatku do Gazety Wyborczej z dnia 3 marca 1997 r., poświęconym Danii.

Rowerowe ścieżki

Rowery z wózkami dla dzieci z przodu, Christiania 1991 - fot. Chris Davies/Network/EK Pictures (19 KB) W Kopenhadze możesz wziąć sobie rower wprost z ulicy i używać do woli. Bezpłatne wypożyczalnie powstały dwa lata temu, a w ubiegłym roku przyniosły aż pół miliona koron zysku.

Duńczycy uznali, że rower jest lepszym środkiem komunikacji w mieście niż autobusy i taksówki. Łatwiej nim manewrować, ruszyć z miejsca, zatrzymać się i dojechać do celu. Nie ma problemów z zanieczyszczeniem środowiska i miejscem do parkowania. Jeszcze zanim powstały bezpłatne wypożyczalnie, jedna trzecia mieszkańców Kopenhagi dojeżdżała do pracy rowerem.

Problemem było tylko to, że rower łatwo ukraść. Co roku straty z tego powodu wynosiły w Danii 150 mln koron (ok. 72 mln zł), a w samej Kopenhadze - 41 mln koron (27 tys. skradzionych rowerów wartych 20 mln zł).

Od czasu, gdy w Kopenhadze zorganizowano wypożyczalnie darmowych rowerów, wielkość odszkodowań wypłacanych przez towarzystwa ubezpieczeniowe spadła o 25 mln koron rocznie (12 mln zł). Rower wypożycza się za drobną kaucją - jak wózek w supermarkecie. Wrzuca się 20 koron w otwór na monetę przy kierownicy i rower można odczepić ze specjalnego statywu. Potem, bez żadnych czasowych ograniczeń, można swobodnie jeździć po centrum Kopenhagi. Nie wolno jednak wyjeżdżać poza wyznaczoną na planie miasta strefę. Po odstawieniu pojazdu na miejsce, czyli do jednego ze 120 stojaków umieszczonych co kilkaset metrów, odbiera się 20-koronówkę.

Projekt "Bycyklen"

Darmowych rowerów przybywa. Dwa lata temu było ich tysiąc, w ubiegłym roku - 1,7 tys., a od kwietnia ma być już 2 tys. Żeby nie kusić złodziei, są łatwe do odróżnienia i celowo zbudowane z części, które nie pasują do żadnych innych rowerów. Bez specjalnego klucza nie da się nic odkręcić. Publiczne rowery kupują sponsorzy, którzy w zamian reklamują się na szerokich ramach i wypełnionych - niczym u torowych sprinterów - kołach.

Mimo zimy miałem okazję zwiedzić Kopenhagę na czerwonym bicyklu sponsorowanym przez Coca-Colę. Jego konstrukcja jest bardzo prosta: małe koła, żadnych przerzutek i innych delikatnych części, które łatwo uszkodzić. Taki pojazd nie nadaje się na długie trasy, bo trudno na nim jechać szybko, za to w mieście - nieduży i zwrotny - jest bardzo praktyczny.

- W ciągu roku tracimy 15-18 proc. rowerów - powiedział mi Nicolai Plesner, który od początku uczestniczył w projekcie "Bycyklen". - Pieniądze na nowe pochodzą od sponsorów i z wpływów za reklamę.

Uwięzione rowery

Piętrowy parking na rowery - fot. Adam Golec (27 KB) Zimą rowery są przechowywane w miejskim więzieniu, konserwowane i naprawiane odpłatnie przez więźniów. Na ulice Kopenhagi wracają w kwietniu. Niestety, w pełni turystycznego sezonu trudno o wolny pojazd. Oblicza się, że z jednego roweru korzysta dziennie 15 osób.

Turysta, który nie dostanie darmowego roweru, może go wypożyczyć za pieniądze. Czynna cały rok wypożyczalnia rowerów działa przy głównym dworcu kolejowym (Hovedbanegaard).

- Mamy w tej chwili 200 rowerów trzybiegowych, dziesięć górskich i sześć tandemów, ale latem możemy dziennie wypożyczyć nawet 600 sztuk - wylicza Tim Riis, umorusany smarem pracownik Cykelcenter przy dworcu.

Za trzybiegowy rower trzeba zapłacić 50 koron za dzień, 125 koron za trzy dni lub 225 koron za miesiąc. Przy wypożyczeniu roweru pobiera się kaucję w wysokości od 300 do 1 tys. koron.

W Kopenhadze dba się o wygodę i bezpieczeństwo rowerzystów. Wzdłuż najbardziej ruchliwych jezdni wytyczono dwukierunkowe ścieżki rowerowe, na skrzyżowaniach są pasy ruchu dla cyklistów jadących prosto i skręcających w prawo lub w lewo wraz z odrębną sygnalizacją świetlną dla rowerów. Na bocznych ulicach, gdzie nie ma ścieżek, rowerzyści poruszają się wśród innych pojazdów. Zatrzymują się na światłach, karnie wskazują ręką kierunek skręcania. Ale nie przemykają strachliwie wśród samochodów: wiedzą, że są pełnoprawnymi uczestnikami ruchu. Jedynym zdenerwowanym Duńczykiem, którego widziałem w czasie pobytu w Kopenhadze, był rowerzysta, który surowo zwrócił uwagę jadącemu za nim kierowcy opla omegi, że podjechał za blisko.

Na rowerach jeździ młodzież i dorośli. Nikogo nie dziwi widok starszych osób na dwóch kółkach. Zwykle poruszają się na sprzęcie dobrej jakości, nierzadko "góralach" najnowszej generacji. Johnny Knoechel, sprzedawca ze sklepu rowerowego obok głównego placu w mieście (Raadhuspladsen), powiedział mi, że miesięcznie sprzedaje 15 sztuk, bez względu na porę roku.

Rowerem można dojechać niemal wszędzie. Wyjątkiem jest strefa dla pieszych w centrum Kopenhagi (słynne Strejet, najdłuższy deptak świata) i park rozrywek Tivoli. Nie do pomyślenia dla Duńczyków jest, by ktoś jechał na rowerze po chodniku lub przejściu dla pieszych.

W chłodniejsze dni ścieżki rowerowe też nie są puste. Rowerowi gońcy z charakterystycznymi plecakami, krótkofalówkami, ubrani w kolorowe uniformy pędzą ze zleceniami na swoich szybkich, niemal wyścigowych maszynach. Rozwożą listy i małe paczki. W Kopenhadze są cztery firmy kurierskie zajmujące się rowerowym rozwożeniem przesyłek. Spytałem kopenhaskiego taksówkarza, czy nie przeszkadza mu tyle rowerów w mieście. - Rowerów jest tu więcej niż samochodów - potwierdził. - Ale można się przyzwyczaić - machnął ręką.


Znalazł Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
Copyright © 1997 by Gazeta Wyborcza
Foto: Chris Davies/Network/EK Pictures; Adam Golec
    2.12.99 16:08