Rowerowa choinka

Pan Ewald Bereska z Tychów jest szczególnym pasjonatem rowerowania... Zapraszam do przeczytania dwóch artykułów o nim i przede wszystkim do obejrzenia reportażu, jaki wyemitowano w ramach programu Wizjer TVN 23 grudnia 1999 r. (Film w formacie AVI - kodek Indeo 5 - zajmuje 9,1 MB). Ilustracje w poniższych tekstach pochodzą właśnie z niego.


Rowerowa choinka stoi od wczoraj w pokoju Ewalda Bereski, pasjonata turystyki rowerowej. U niego nawet Najświętsza Panienka ma na obrazku nad głową aureolę z koła zębatego i ramkę z rowerowego łańucha.

Pan Bereska montuje choinkę (8 KB) Rowerowej choinki Bereska nie wymyślił sam. Rok temu jeden z wnuków zapytał z przekąsem: - A może ty, dziadku, jeszcze rowerową choinkę zrobisz?

A dziadek tylko czekał na nowy pomysł. - Jeszcze w Wigilię ją kończył - opowiada pani Teresa, żona Ewalda. Gdy córki zobaczyły choinkę, stanęły z wrażenia. - Jednej się podobało, druga się śmiała - mówi.

Wczoraj pan Ewald znowu złożył rowerową choinkę. Do jej zbudowania potrzebował pięciu różnej wielkości obręczy z kół rowerowych. - Tylko rurka, na której wiszą nie jest konstrukcją rowerową - przyznaje konstruktor.

Do przystrojenia choinki Bereskowie użyli: 18 różnej wielkości zębatek (zamiast gwiazdek), 24 szprychy (zamiast sopli), 10 światełek odblaskowych (zamiast bombek), sześciu łożysk i tyluż oryginalnych rowerowych łańcuchów (zamiast papierowych). Była też jedna przerzutka. - Mógłbyś ich więcej powiesić - doradza panu Ewaldowi żona. I zaraz pyta: - Może jeszcze przyniosę rowerowy bidon?

Pan Ewald chwali się: - To jedyna w Polsce rowerowa choinka.

Zawiesza na kołach drewniane modele bicykli i starych rowerów. Na choinkę trafił też święty Mikołaj, bo jest rowerzystą. W saniach i z reniferami nie miałby szans.

Czubek choinki (6 KB) Fotografie choinki w zeszłym roku pan Ewald wysłał znajomym w Kanadzie, Anglii, USA, Szwajcarii, Austrii. - Wszystkim się podobała. Pisali, że u nich juz dawno by nas w telewizji pokazali - mówi pan Ewald. Znajomi z Tychów mają podzielone zdania. Jednym pomysł się podoba, inni pukają się w czoło i mówią, że zbzikowałem - opowiada pasjonat rowerów.

Pani Teresa uspokaja: - Normalną choinkę też mamy, ale w dużym pokoju.

Odkąd dziewięć lat temu 69-letni dziś pan Ewald przeszedł na emeryturę, oddał duszę rowerowi. - Sprzedaliśmy "malucha", bo trudno go było emerytom utrzymać. Kupiliśmy dobre rowery i zaczęliśmy podróżować po świecie - opowiada wiekowy cyklista.

Na rowerach Bereskowie jeżdżą od lat. Ale na pierwszą zagraniczną wyprawę pan Ewald pojechał jako emeryt. Sam zwiedził Austrię. Gdy żona zobaczyła zdjęcia, zakomunikowała: "Będę jeździć z tobą".

Byli już na rowerach na Słowacji, w Czechach, Austrii, Szwajcarii, Niemczech i Lichtensteinie. W przyszłym roku chcą zakończyć rajd dookoła Polski. Rocznie przejeżdżają 4-5 tysięcy kilometrów. Pan Ewald wyciaga z szafy markowe stroje kolarskie. - Jak je z żoną ubierzemy, wyglądamy jak profesjonaliści - śmieje się.

Na zimę wyczyszczone rowery pan Ewald zawiesza na ścianie w przedpokoju. Dla rowerzystów to zła pora. Ale pan Ewald znalazł sposób na zimową nudę.

Najpierw zrobił trofeum rowerowe, podobne do trofeów myśliwskich. Na drewnianej tarczy sterczy skórzane siodełko z kierownicą, która wygląda jak rogi kozła.

Zegar z części rowerowych (7 KB) - Chyba trzy lata temu zrobiłem pierwszy zegar z rowerowych części - opowiada. na ścianie na łańcuchach rowerowych wisi ich kilka. Wszystkie działają, mają tarcze umieszczone w lśniących kołach zębatych. To nie wszystkie - kilka rozdał dzieciom i wnukom, trzy podarował sklepom rowerowym.

Ze starego koła i pięciu jednakowych zębatek, do których przykręcił żarówki zrobił pan Ewald lampę do swojego pokoju. - Wiesz, że jej nie skończyłeś? Miałeś przecież założyć oponę - pani Teresa strofuje męża.

Zegar z części rowerowych (7 KB) Przy biurku pan Ewald ma inną lampę. Na widełkach, do których zazwyczaj przykręcone jest przednie koło, zamontował srebrzystą lampę z przedwojennego roweru. Świeci mocno.

- A z koła zębatego i korby pedału zrobiłem świecznik. Do korby przypiąłem jeszcze dzwonek rowerowy. Jak zadzwonię, to żona zaraz przyjdzie - mówi pan Ewald.

W pudełkach pod biurkiem pan Ewald zbiera kolejne rowerowe części. Dostaje je z serwisów, wyszukuje w składnicach złomu. Przydadzą się do nowych konstrukcji, bo pan Ewald planuje już:

Pan Ewald: - Dzięki rowerom człowiek nawet na emeryturze się nie nudzi, poznaje ludzi i świat.

Bereskowie mają już plany na przyszły rok: pojechać na rowerach do Włoch, do Ojca Świętego. - Och, żeby tylko zdrowia starczyło - wzdycha pani Teresa.

Jacek Szczepanik, Gazeta Wyborcza, 20 grudnia 1997 r.


Niech pan spojrzy na to zdjęcie. W latach pięćdziesiątych ktoś postawił obok drzewa rower. Drzewo rosło, a kora oplotła ramę. Teraz wrośnięty w drzewo rower znajduje się na wysokości prawie dwóch metrów....

Zdjęcie to Ewald Bereska otrzymał od fotografika z Niemiec, który wędruje po świecie i fotografuje rowery w niecodziennych sytuacjach - jako kwietniki w ogrodach, rowery wycięte z żywopłotu, pomniki odlane z brązu... W Polsce znalazł pokrewną duszę, bowiem świat roweru wciągnął bez reszty pana Bereskę. On zaś swoją żonę:

Pan Bereska z rodziną (9 KB) - Jeździliśmy na wycieczki rowerowe jeszcze w latach narzeczeństwa - wspomina pani Teresa: - Po ślubie i kiedy urodziły się nam dwie córeczki także nie rozstaliśmy się z rowerem. Ja brałam jedno dziecko, mąż drugie i jechaliśmy do Paprocan, Goczałkowic.

- Kiedy córki podrosły, trzeba bylo i im kupić rowery - dodaje pan E. Bereska. - Potem praca przez jakiś czas nie pozwalała mi na dłuższe podróże, ale kiedy przeszedłem na emeryturę sprzedałem malucha i kupiłem rowery i turystyczne wyposażenie. Związaliśmy się z tyskim PTTK i od tej pory jeździmy po Polsce. Byliśmy także za granicą, zaliczając sześć państw południowej Europy.

69-letni pan Bereska to jeden z najstarszych polskich rowerzystów-turystów. Jest dowodem na to, że dobra kondycja, zdrowie i świetne samopoczucie to zasługa roweru - ruchu i wielu dni na powietrzu.

Na pierwszą zagraniczną podróż wyjechał sam. Dojechał do Bratysławy, Wiednia, a następnie wzdłuż Dunaju do Passau.

- Jest to droga rowerowa, po której nie poruszają się samochody, prowadzi przez cudowne miejsca, lasami, trochę w górach. Kiedy żona zobaczyła zdjęcia, powiedziała: Na drugi rok jadę z tobą...

Była to niezapomniana podróż. Państwo Bereskowie spędzili na rowerze 37 dni, przejechali 2400 km przez Czechy, Austrię, Szwajcarię, Niemcy i Liechtenstein. Są turystami w każdym calu - biorą ze sobą namiot, całe wyposażenie, kuchenkę, prowiant. - Jest to najtańsza i najprzyjemniejsza forma turystyki - twierdzi nestor polskich cyklistów. Byliśmy zaskoczeni nie tylko wspaniałością krajobrazu, spotykanymi zabytkami, ale przede wszystkim gościnnością ludzi. Zapraszali nas do domów, gościli, użyczali noclegu. Mamy teraz wielu znajomych, z którymi korespondujemy i którzy zawsze chętnie nas zaproszą do siebie. W tym przypadku moja skromna znajomość języka niemieckiego okazała się bardzo przydatna. Z Innsbrucku przez wysokie Alpy przejechaliśmy pociągiem. Z Liechtensteinu dotarliśmy do Jeziora Bodeńskiego, a następnie do źródeł Renu w Schwarzwaldzie i powrót do Polski.

- Wreszcie mogłam bezpiecznie pojeździć na rowerze - mówi pani Teresa. - Przejechałam pół Europy, a tu w ubiegłym roku, w Tychach na Starokościelnej samochód nie zatrzymał się na "stopie" i potrącił mnie. Cztery tygodnie rękę i nogę miałam w gipsie...

W Niemczech, mimo, że tam jeżdżą tysiące osób, wzbudzali niemałe zainteresowanie.

Figurka rowerzysty (8 KB) - Kiedy dowiadywali się, że jedziemy z Polski, byli bardzo zdziwieni wspomina pan Ewald. - Pytali jak sobie radzimy na takiej trasie, podczas wielu godzin na siodełku, co stosujemy w przypadku odparzeń. Mówię, że... mąkę kartoflaną. Nikt nie chciał uwierzyć. Naprawdę, zacząłem ich przekonywać, a jak nam maku zostanie, to gotujemy kluski. Śmiech był powszechny, ale mówiłem prawdę. Mąka to najlepszy środek na tego typu dolegliwości dla początkujących oczywiście rowerzystów. Inną zabawną sytuację miałem w Austrii. Przyjeżdżamy na kemping, a właścicielka mówi, że kosztuje 190 szylingów. Dla nas strasznie drogo. No to mówię, że żona będzie spać, a ja będę stał na warcie. Roześmiała się i powiedziała, że mamy zapłacić połowę.

Aby pokonać taką trasę, trzeba mieć niemałą kondycję. Państwo Bereskowie wsiadają na rowery wczesną wiosną i podróżują w Beskidy, glównie do oddalonego o 65 km Ustronia. I tak aż do jesieni. A zimą? Pan Ewald także się nie nudzi. Zbiera wszystko, co związane jest z rowerem, ale prawdziwą jego pasją stały się zegary z części rowerowych. Na ścianie pokoju na rowerowych łańcuchach wisi kilka zegarów zrobionych z przednich zębatek, a obok na drewnianej tarczy skórzane siodełko i kierownica kolarska "baranek". Całość wygląda niczym... trofeum myśliwskie. Przy biurku zamocowana jest lampa wykonana z widelca i reflektorka rowerowego, a na stoliku świecznik z koła zębatego, korby i dzwonka. Także żyrandol pochodzi z części rowerowych: koło ze szprychami, pięć zębatek na których zamontowane są lampy, a przy suficie kaseta wielotrybu.

Największą jednak sensację pan Ewald wzbudził rowerową choinką.

Żyrandol z części rowerowych (6 KB) Zrobił ją z kilku obręczy, zamiast gwiazdek użył 18 różnej wielkości zębatek, zamiast sopli - 24 szprychy, bombki zastąpiły światełka odblaskowe, były także łożyska i łańcuchy rowerowe zamiast papierowych.

Meblowe regały w tym bicyklowym królestwie zapełniają metalowe, porcelanowe, drewniane i plastikowe figurki rowerzystów, miniaturki pierwszych pojazdów rowerowych, książki rowerowe, a na ścianie wisi portret Matki Boskiej, której aureola zrobiona jest z koła zębatego. W kolekcji pana Bereski jest kilkaset pocztówek z kilku krajów, oczywiście o tematyce rowerowej.

Tyski rowerzysta planuje w tym roku zakończyć rajd dookoła Polski.

- Przejechałem już trasę ze Zgorzelca do Zamościa - mówi E. Bereska. W tym roku zaplanowałem podróż od Zgorzelca do Świnoujścia, całe wybrzeże i wschodnie tereny. Oprócz tego planowaliśmy z żoną wziąć wziąć udzial w Rajdzie AIT we Francji. Byly to poważne plany i chwilami mialem wątpliwości czy podołam. Ale udało się. Byliśmy we Francji i samotnie pokonałem trasę dookola Polski!

Pan Ewald podróżuje na trekkingowym "Marinie", jego żona na czeskiej "Esce". - Jeździłem na "Pasacie", ale w końcu postanowiłem zainwestować i kupić lepszy. Także dlatego, że jest lżejszy o 6 kg. Jeśli trzeba rowery wnosić na trzecie piętro, jest to odczuwalna różnica - kończy pan Ewald.

Leszek Sobieraj, Nowe Echo nr 35, 1 września 1998 r.


Teksty copyright © 1997/1998 by Gazeta Wyborcza/Nowe Echo
Film copyright © 1999 by TVN
Artykuły nadesłał Artur Szeja (aszeja@us.edu.pl)
Kopię filmu i zrzuty klatek załatwił Szyba (stalowy@kki.net.pl)
Opracował Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
    6.05.00 19:02