W stosunku do modeli Shimano jest kilka różnic, ale może opiszę po kolei, jak wyglądała naprawa
"wolnobiegu w dwie strony" w moim przypadku (piasta Sachs Centera rocznik '98).
Po zdjęciu kasety, wykręceniu ośki i wyjęciu kulek musiałem poradzić sobie z wyjęciem
metalowego pierścienia (uszczelniacza) tak, aby go zbytnio nie sponiewierać. Da się to
fajnie zrobić, wkładając ostry, płaski śrubokręt pomiędzy bieżnię łożyska a ów pierścień
(od środka, tj. od tej strony, gdzie wcześniej był konus) i podważając. Nie próbowałem
oddzielać bębenka od korpusu piasty (nawet w swojej ignorancji nie sprawdziłem, czy jest
to możliwe - na pewno jest to zorganizowane inaczej niż u Shimano), bo wyszedłem z
założenia, że łatwiej będzie mi wykręcić bieżnię łożyska (która jednocześnie pełni rolę
konusa dla wewnętrznego łożyska bębenka) trzymając całe koło niż szukając sposobu na
zablokowanie bębenka. Ponieważ był to "mój pierwszy raz" z tego rodzaju piastą, trochę
zgłupiałem, gdy zorientowałem się, że do odkręcenia bieżni będę potrzebował narzędzia w
kształcie gwiazdki dwunastoramiennej. Na szczęście odkręca ją się zwykłym kluczem
imbusowym (no, może nie do konca takim zwykłym, bo rozmiaru 17 mm, a nie ma takiego w
standardowych "scyzorykach" ani "pęczkach" imbusów). Ostatecznie da się też zastosować
śrubę o rozmiarze łba 17 mm z dwoma nakrętkami skontrowanymi wzajemnie "na amen".
Po szczęśliwym zdemontowaniu bieżni i wyjęciu podkładki spod niej (jedna sztuka grubości
1 mm - chyba żeby zmniejszyć luz bębenka trzeba ją "odchudzić") odsłania nam się
najbardziej rozrywkowa część bębenka w postaci dwóch zestawów po 25 maleńkich kulek. Ponieważ
mniej więcej wiedziałem, co mnie czeka, przyjąłem odpowiednią taktykę - w momencie
wyjmowania bieżni koło leżało płasko, bębenkiem do góry, aby skrócić drogę ucieczki
tych niesfornych kulek, które nie raczyły przykleić się brudem do czegoś większego
(częściowo zdradzę zakończenie niniejszego kryminału - nie zgubiłem żadnej!!!).
Teraz czekało mnie postawienie diagnozy całego nieszczęścia. Nie było to trudne, bo pieski
(zwane też - nie wiadomo dlaczego - "zapadkami") były elegancko zalepione mieszanką brudu,
wody i smaru. Małymi kleszczami i śrubokrętem zdjąłem sprężynkę odpowiedzialną za
trzymanie piesków w ryzach i wyczyściłem całosć (ale bez przesady, bo i tak się zabrudzi
- wystarczyło, że przestało się lepić). Warto też wyczyścić wewnętrzną stronę korpusu
bębenka i wyjąć to wszystko co znalazło schronienie w zagłebieniach schodków. Wreszcie
pokombinowałem trochę z pieskami i sprężynką, aby uzyskać jak najlepszy efekt blokowania.
Gdy sprawiało wrażenie, że po złożeniu będzie działać, stwierdziłem, że warto jeszcze
posmarować pieski czymś mało lepkim, żeby im się lepiej szczekało. Parafinowy Finish Line
wydał mi się odpowiedni.
Zostało mi już więc jedynie złożenie bębenka i nadzieja, że nie
zapomnę niczego włożyć do środka (Kiedyś z mało chwalebnym skutkiem reperowałem budzik
babci - zostało mi wprawdzie kilka fajnych trybików, ale babcia musiała kupić nowy
budzik... szczęśliwie w bębenku nie ma fajnych trybików, więc nic nie kusi, żeby sobie
jeden zostawić :)))). Kulki nie bardzo chcą wracać na miejsce - trzeba je przykleić do
ich siedziby smarem (mam taki niebieski - potrafi nawet czasami przykleić pokrywkę
pudełka, w którym go przechowuję, tak że ciężko otworzyć).
Operacja zakończona pomyślnie, pacjent przeżył i słodko cyka... (szkoda, że tamten
budzik po operacji tak nie cykał... :()
![]() |
Copyright © 1999 by Wojtek Deneka (devix@dumb.iinf.polsl.gliwice.pl) Przejrzał i zamieścił Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl) |
25.10.99 14:18 |