Granica dwóch cesarzy - trasa rowerowa 'Gór'

Przytoczony poniżej opis ciekawej trasy autorstwa Krzysztofa Barana znalazł się w 10. numerze czasopisma Góry (maj-czerwiec 1994), na stronach 77-81. Nigdy jej w całości nie przejechałem, ani też w żaden sposób nie aktualizowałem opisu... radźcie sobie jak możecie ;-) Naniosłem jedynie trasę na mapę 1:100 000 (wyszło prawie 80 KB!), uklikowiłem ją i dodałem parę ilustracji. Powodzenia!


26 czerwca 1914 r. młody Serb student G. Princip zastrzelił na ulicach Sarajewa następcę austriackiego tronu arcyksięcia Ferdynanda i jego małżonkę. Strzały na ulicach Sarajewa spowodowały lawinę wydarzeń, których rezultatem była I Wojna Światowa. Przy okazji zapoczątkowały też upadek porządku jaki obowiązywał, z małymi zmianami, w Europie od Kongresu Wiedeńskiego w 1815 r. Wtedy to pogromcy Napoleona podzielili się ostatecznie polskimi ziemiami, wytyczając na nich granice, które dotrwały do lata 1914 roku. Przez blisko 100 lat, jeśli nie liczyć krótkiego okresu formalnie niepodległej Rzeczypospolitej Krakowskiej, nieco na północ od Krakowa przebiegała granica dwóch cesarzy - austriackiego i rosyjskiego. Oficjalnie te części imperiów Romanowych i Habsburgów nosiły nazwy Królestwo Kongresowe oraz Królestwo Galicji i Lodomerii. Popularnie zwano je po prostu Kongresówką i Galicją. Warto tu nadmienić, że przez cały okres międzywojenny granica dwóch cesarzy była granicą województwa krakowskiego i kieleckiego, jeszcze do dzisiaj tędy przebiega podział obszarów diecezji krakowskiej i kieleckiej.

Chociaż tak wiele lat minęło od rozpadu Austro-Węgier, to w Krakowie do tej pory z rozrzewnieniem wspomina się dobre, stare galicyjskie czasy. Ponieważ i my ulegamy tym sentymentom, postanowiliśmy połączyć naszą wierność Najjaśniejszemu Panu Franciszkowi Józefowi z pracą na rzecz równie bliskich nam Czytelników "Gór". Owocem tego mariażu stała się kolejna Trasa Rowerowa "Gór", którą tym razem przeprowadziliśmy zgodnie z linią granicy dwóch cesarzy. Na warsztat wzięliśmy jej odcinek przebiegający przez Dolinki Podkrakowskie i zaczynający się kilka kilometrów na północ od Krakowa w Szycach, Dolinie Racławki. Ale nie tylko względy historyczno-poznawcze dyktowały nasz wybór. Po prostu stara granica przebiega tak, jakby była wytyczana z myślą o MTB - ciągłe podjazdy i zjazdy we wspaniałej scenerii Skałek Podkrakowskich. Zaznaczmy jednak od razu, że nie jest to trasa łatwa, a zwłaszcza jej drugi odcinek. Wymaga nie tylko siły i techniki jazdy, ale też i dobrego orientowania się w terenie. Pamiętajcie o tym, że duża część starej granicy nie jest już używana od 80 lat. Od czasu kiedy w 1914 r. wybuchła wojna między Rosją a Austro-Węgrami zlikwidowano kordon graniczny i żaden patrol jej nie przemierzał. Jeśli jednak będziecie uważnie czytać opis i mapę, traficie do celu bez problemów. Jest to też trasa bardzo długa i trzeba mieć niezłą kondycję by pokonać ją w 1 dzień. Ma jednak wielką zaletę - jej przebieg umożliwia zawrócenie i szybki powrót w bardzo wielu miejscach. Wystarczy tylko dobrze przestudiować mapkę.

Na koniec jeszcze jedna uwaga. Wyjeżdżając w trasę [...] dobrze się przygotujcie sprawdzając stan techniczny roweru. Trasa Dwóch Cesarzy to naprawdę górska i wymagająca dla roweru wyrypa. Prawdę mówiąc, my nieco zlekceważyliśmy zalecenia kolegi i kilka razy musieliśmy się zmagać z rozregulowanym osprzętem i dętkami. Całe szczęście, że nie były to poważne przypadki i jakoś udało się wrócić do Krakowa o własnych siłach. Początek wycieczki Koniec wycieczki

Klikliwa mapa trasy (79 KB)

Część I: Hotel "Granica" - Dolina Kobylańska

Trasa trudna (ocena III w skali V-stopniowej).
Długość: 17 km.
Czas przejazdu: 2,5 godziny.

Początek naszej trasy wyznaczyliśmy w hotelu "Granica" w Szycach, na trasie Kraków-Olkusz. Hotel ten mieści się w budynku dawnego Uniwersytetu Ludowego. W stojącym obok Ośrodku Zdrowia znajdował się dawniej rosyjski posterunek graniczny. Spod hotelu ruszamy szosą w dół w kierunku Krakowa. Około 200 m poniżej, po lewej stronie, stoi budynek austriackiej komory celnej, którego wygląd do dzisiaj pozostał nie zmieniony. Granica przecinała drogę oczywiście pomiędzy obydwoma posterunkami i biegła w kierunku północno-zachodnim przez pola nad pobliskim Wąwozem Podskalańskim. Ponieważ droga graniczna na tym odcinku zanikła zupełnie, naszą trasę musieliśmy wytyczyć inaczej. Otóż zaraz za przystankiem PKS skręcamy w prawo i asfaltową drogą zjeżdżamy do Modlnicy. Przy kościele kierujemy się dalej w dół i zdążamy do pobliskich Tomaszowic. Wieś przemierzamy razem ze znakami czarnymi. W miejscu gdzie główna droga skręca wyraźnie w lewo, my odbijamy w prawo, dalej podążając ze znakami czarnymi, które zresztą będą nam jeszcze towarzyszyć przez kilka następnych kilometrów. Asfalt kończy się u wylotu Wąwozu Podskalańskiego, którego dnem będzie prowadziła nasza dalsza trasa.

Z prawej strony mijamy Skałę Borsuczą z ohydnym śmietnikiem, po kilku chwilach wyjeżdżamy z lasu i wkraczamy na dawną drogę graniczną. Tu zaczynamy pierwszy na naszej trasie podjazd, który przebiega skrajem lasu, w dalszym ciągu za znakami czarnymi. Nie jest on zbyt stromy, a i zapas sił jeszcze nie naruszony, więc bez problemów mijamy cypel lasu. Jeszcze około 100 metrów jazdy polną miedzą i docieramy do szerokiej, bitej drogi. Tu radzimy chwilę zatrzymać się i dobrze rozejrzeć. W pogodny dzień widok, jaki się stąd roztacza, jest oszałamiający: na pierwszym planie wieże i dachy Krakowa, okolice Zabierzowa, a w tle panorama Beskidów. My trafiliśmy na tak świetną pogodę, że widzieliśmy dobrze nawet Tatry, a kopulaste szczyty Beskidu Wyspowego, ośnieżona Babia Góra czy Pilsko zdawały się być na wyciągnięcie ręki.

Kiedy już nasycimy oczy pięknym widokiem ruszamy dalej, utrzymując dotychczasowy kierunek jazdy. Rozpoczynamy wspaniały zjazd drogą (uwaga na dziury i kamienie) i szybko osiągamy potok Kluczwoda. Tu skręcamy w prawo i po kilku minutach jesteśmy we wsi Gacki, leżącej u wylotu Doliny Kluczwody.

Rekonstrukcja zamku nad Doliną Kluczwody (6 KB) Następny odcinek to około 2,5 km spokojnego przejazdu dnem urokliwej doliny, jeżeli nie liczyć krótkiego odcinka ścieżki obok ostatnich zabudowań, gdzie trzeba przeprowadzić rower. Po kilku minutach, za ostrym zakrętem doliny, odsłaniają się nam Zamkowe Skały, na szczycie których uważny obserwator może dostrzec ślady średniowiecznego zameczku. Łączka pod Zamkowymi Skałami to ulubione miejsce odpoczynku wielu spacerowiczów i rowerzystów. Kontynuujemy jazdę doliną aż do asfaltowej szosy łączącej Biały Kościół z Bolechowicami, którą skręcamy w lewo, zgodnie z linią granicy, prowadzącą dalej dnem Wąwozu Zelkowskiego.

Po około 1,5 km spotykamy szlak żółty i razem z nim docieramy do Zelkowa. Między pierwszymi domostwami szlak skręca w prawo w dobrze utrzymaną bitą drogę. Trzymając się tej drogi jedziemy prosto około 1 km (szlak wcześniej odbiega w lewo), po czym na rozdrożu wybieramy drogę wznoszącą się w prawo na rozległą Łysą Górę. Tu docieramy na nowo do drogi granicznej. Na nowo, bowiem właściwa granica skręca z szosy tuż przed Zelkowem i biegnie około 50 do 100 m na prawo od opisanej przed chwilą polnej drogi. Dzisiaj jest jednak zarośnięta i tworzy dobrze widoczny wśród pól pas zieleni, dostępny tylko dla piechurów.

Po wjechaniu na Łysą Górę docieramy do ogromnej plantacji drzew i krzewów, a jej ogrodzenie wytycza przez ponad 1 km przebieg granicy. Jadąc wzdłuż siatki docieramy do lasu i pedałujemy mozolnie jego skrajem. Droga graniczna już tutaj w wielu miejscach zanika, ale można sobie i bez niej dobrze poradzić. To już dłuższy podjazd niż ten za Wąwozem Podskalańskim, niezbyt jednak trudny i sądzimy, że szybko osiągniecie kolejny cypel lasu z wybiegającą zeń szeroką polną drogą. [...]

Granica biegnie dalej wzdłuż lasu, a my rozpoczynamy wspaniały zjazd na pełnej szybkości, by po chwili znowu piąć się w górę. Warto zaznaczyć, że właściwa droga graniczna przebiega miedzą, kilkadziesiąt metrów na prawo od linii naszego podjazdu, ale obecnie oddziela nas od niej orne pole. Szybko wyjeżdżamy na wzgórze i osiągamy polną drogę. Skręcamy w lewo i pędzimy najszybciej jak możemy. Co prawda granica po kilkudziesięciu metrach odbija w prawo i przez las zbiega w poprzek stoku na dno Doliny Kobylańskiej - dzisiaj jednak trudno jej przebieg odnaleźć, a jeszcze trudniej przejechać rowerem. Poza tym odcinek zjazdu jaki nas czeka jest tak wspaniały, że nie mieliśmy sumienia Was go pozbawiać. Zresztą do granicy dotrzemy szybciutko. Nasza trawiasta droga prowadzi wprost w dół, pomiędzy malowniczymi zagajnikami, z pięknym widokiem na skały Doliny Kobylańskiej. Staje się coraz stromsza i z wolna zatraca się. W momencie gdy dojeżdżamy do niedużych brzózek, przekształca się na chwilę w ścieżkę i uwaga - głębokim łukiem (180 stopni) zakręca w lewo, wchodząc w las. Tu spotykamy drogę, sprowadzającą nas w skos stoku do bocznego wąwozu, którym kierując się na prawo zjeżdżamy po chwili na dno Doliny Kobylańskiej. Ponownie jesteśmy na granicy [...]. Znajdujemy się koło Źródełka, które obecnie bije bardzo słabo. Przez wiele lat było to główne i tradycyjne miejsce niedzielnych spotkań krakowskich wspinaczy, dzisiaj już nieco zapomniane. Tutaj też w austriackim źródle zaopatrywali się dawniej w wodę mieszkańcy rosyjskich wtedy Będkowic. Czynności te nadzorowali strzegący granicy Kozacy z posterunku usytuowanego w miejscu, gdzie kończy się droga z Będkowic do Doliny. Przystańmy więc i my na chwilę w tym historycznym miejscu. Droga, jaka nas czeka, jest jeszcze długa i niełatwa.

Zjazd Doliną Kobylańską to już klasyczna tura rowerowa pod Krakowem. My jednak nie rozpędzajmy się zbytnio, bo w miejscu, gdzie Dolina rozszerza się - granica skręca w prawo do bocznego wąwozu. Jest to około 300-400 m, po minięciu charakterystycznych skałek - Płetwy i Okrętu [...]. Tu kończy się pierwszy odcinek naszej trasy. Jeśli nie macie ochoty lub czasu na dalszą eskapadę możecie kontynuować zjazd Doliną, by dalej jechać bądź naszą starą trasą do Bolechowic, bądź wprost do Kobylan. Jeżeli jednak decydujecie się na drugą część wędrówki pomiędzy Galicją a Kongresówką, to musimy ostrzec, że oczekująca Was droga nie będzie tak łatwa, jak do tej pory. Często to odcinki trudne technicznie i wymagające wręcz kilku podejść. Będzie to po prostu górska trasa - trudna, piękna i satysfakcjonująca prawdziwych amatorów rowerowej przygody.

Część II: Dolina Kobylańska - Skała przy Granicy

Trasa sportowa - ocena V.
Długość: 12 km.
Czas przejazdu: 3,5 godziny.

Z dna Doliny Kobylańskiej droga graniczna wprowadza w las na lewym stoku bocznego wąwozu. Biegnie stromo w górę i rychło zmusza nas do zejścia z roweru. Czekający nas odcinek granicy śmiało można uznać za najbardziej nieprzyjemny na całej trasie. Jadąc w przeciwnym kierunku, zwróćcie uwagę na dwa ostre zakręty z progami skalnymi, które lepiej pokonać pieszo. Po osiągnięciu pól, ścieżka prowadzi wzdłuż ogrodzenia oddzielającego łąkę od lasu. Gęste i nieprzyjemne krzewy zarastające drogę uniemożliwiają jazdę. My po prostu przerzuciliśmy rowery przez ogrodzenie i pojechaliśmy pastwiskiem. Do Was jednak apelujemy o uzbrojenie się w jakiekolwiek narzędzie do trzebienia krzaków, piłki, siekiery czy sekatory. Jeśli każdy z Was rozprawi się chociaż z jednym krzewem, to już może latem będzie to piękny odcinek. I niech tutaj ktoś nie próbuje nam wmawiać propagowania działań antyekologicznych, bo zabrzmi to jak twierdzenie, że po zaczerpnięciu kilku łyków w źródełku wody ubyło. Póki co raz rower prowadzimy, a raz na nim jedziemy, by w końcu stanąć na szosie z Będkowic do Kobylan. Granica biegnie dalej na wprost do Doliny Będkowskiej, wprowadzając do niej bocznym wąwozem. Czeka nas bardzo ładny, ale wymagający pewnej ostrożności zjazd. Zanim go jednak rozpoczniemy musimy kolejny raz przerzucić rower przez blokujące nam drogę ogrodzenie oddzielające pola od lasu.

Dol. Będkowska i Sokolica Po zjechaniu na dno doliny przekraczamy potok Będkówkę, posiłkując się drewnianym mostkiem. Może to nie być takie proste, gdyż wiosną [1994] drugi brzeg strumienia był w trakcie grodzenia. Na szczęście Będkówka to nie Wisła i można ją pokonać nawet bez mostka. Trzeba tylko przejść kilkadziesiąt metrów w lewo, na teren zaniedbanych obecnie stawów rybnych. Po pokonaniu rzeczki docieramy do drogi, przebiegającej dnem doliny i obok nowego domu wjeżdżamy w leśny wąwóz. Pniemy się nim mozolnie w górę, a narastająca stromizna zmusza nas wkrótce do prowadzenia roweru. W miejscu, gdzie droga przenosi się na prawy stok wąwozu, przekraczamy biegnącą poprzecznie krętą linię okopu. Jest to fragment niemieckich umocnień z końca II wojny światowej, nigdy zresztą nie wykorzystanych.

W miejscu, gdzie teren "kładzie się", napotykamy kolejną linię okopów i znowu zaczynamy jazdę. Jedziemy przez piękny las w kierunku pn.-zach. zarastającą już nieco drogą. Niedługo wcina się ona w grunt i zaczyna zbiegać w dół do bocznej odnogi Doliny Będkowskiej. Ten odcinek nie jest łatwy, ale na szczęście krótki - dużym utrudnieniem są luźne kamienie, krzaki, leżące gałęzie, a nawet drzewa. Zachowując ostrożność zjeżdżamy na dno wspomnianego wcześniej wąwozu, przeciętego wyraźną groblą, usypaną przez twórców drogi granicznej. Tu przekraczamy kolejny okop. Za chwilę wyjeżdżamy na skraj lasu i znowu pniemy się w górę. Po prawej stronie roztacza się przepiękny widok na skały Doliny Będkowskiej z największą z nich Sokolicą. Na szczycie wzgórza wymarzone miejsce do odpoczynku. Warto też rzucić okiem na mapę i prześledzić dalszy przebieg granicy. Otóż galicyjski las wciskał się tutaj w terytorium Kongresówki w postaci klina o długości ponad 1,5 km i szerokości 200-400 m. Skąd taki dziwoląg? Sądzić należy, że oficerowie wytyczający w roku 1815 granicę uszanowali miejscowe prawa własności. Las ten, zwany Klinem, a należący do 1950 r. do Diecezji Krakowskiej, pozostawili na terenie Rzeczpospolitej Krakowskiej.

Kolejny odcinek to wyjątkowej urody runda naokoło Klina. Początkowo nic tego nie zapowiada - wręcz przeciwnie, musimy pokonać kolejno dwa trudne i uciążliwe wąwozy. Z polany ruszamy dalej na północ przez mały zagajnik, a potem las na dno pierwszego wąwozu. Droga graniczna jest bardzo zaniedbana, stroma, a na domiar złego Niemcy zamienili ją w okop. Już dawno tu się nikt nie zapuszczał. Dlatego też lepiej poprowadźmy nasz rower przez ten trudny odcinek. W nagrodę otrzymamy za chwilę kolejny przepiękny widok na Sokolicę. Spotykamy tutaj szlak żółty, który przecina Las - Klin. Granica biegnie dalej wzdłuż lasu i szybko zagłębia się weń (linia okopów odbiega w prawo). Jedziemy przez las i w miejscu rozejścia się dróg skręcamy w tę prawą (zarasta krzakami), sprowadzającą do kolejnego wąwozu. Jeśli będziecie mieli jakieś wątpliwości co do wyboru marszruty, to zwróćcie uwagę na mały kopczyk ze słupkiem granicznym, który stoi przy prawej drodze. Specjalnie oczyściliśmy go z krzaków, aby wskazywał Wam prawidłową trasę. Czekający nas zjazd jest krótki i znacznie łatwiejszy od poprzedniego. Po osiągnięciu dna wąwozu chwila prowadzenia roweru i jesteśmy na skraju właściwego Klina.

Jakby w nagrodę za trudy minionego odcinka zaczyna się tutaj droga, o której marzy każdy posiadacz MTB. Z lewej las, z prawej wspaniałe widoki. Jedyny zgrzyt w tej wspaniałej scenerii stanowią brzydkie zabudowania wokół wierzchołka Brodła, skały dominującej nad Szklarami. Początkowo jedziemy na północ, a po osiągnięciu rąbka Klina zawracamy na południe, pedałując promenadą nad Doliną Szklarki. Towarzyszy nam przez dłuższy czas szlak czarny, a przez chwilę żółty.

Przejazd promenadą kończymy w miejscu, gdzie po prawej stronie na polach pojawi się wąski pas lasu. Tu granica zakręcała 90 stopni i sprowadzała prosto na dno doliny. Jedziemy najpierw połogo (w trawie stary graniczny słupek), potem wąwozem, a następnie ścieżką z lewej strony wąwozu (bardzo trudno). Po zjeździe do Doliny Szklarki trawersujemy około 50 m w prawo, przekraczamy potok i miedzą, kilkadziesiąt metrów na lewo od ostatniego gospodarstwa, docieramy do szosy Szklary - Dubie - Rudawa.

Droga graniczna pnie się teraz wprost w górę wąwozem na skraju lasu. Można także posiłkować się drogą polną, wbijającą się w stok ok. 100 m powyżej, na prawo. Obydwa warianty szybko się łączą i dalej jedziemy wzdłuż lasu. Po kolejnym niewielkim obniżeniem granica prowadziła ok. 50 m wprost w pola (słupek) i skręcała o 90 stopni. Dzisiaj jej przebieg wytycza dosyć wyraźna miedza, którą mogą poruszać się jedynie piesi tropiciele granicy. Ciągnie się ona przez pola wprost na północ przez ok. 1,5 km i kończy na małym zagajniku. Rowerzyści tymczasem muszą pokonać nieco dłuższą trasę, poruszając się drogami skrajem lasu. Po kilku minutach przejeżdżamy kilkadziesiąt metrów na prawo od ostatnich zabudowań wsi Żary, po czym z lewej mijamy zalesione, najwyższe wzgórze tych okolic (463 m), a z prawej ujęcie wody. Kontynuujemy jazdę skrajem lasów. W drugim zagajniku za wodociągiem spotykamy znowu właściwą granicę. Przecinamy żółty szlak i wjeżdżamy na rozległe pola wierzchowiny.

Granica zatacza szeroki łuk w lewo. Uważajcie na rozstaju dróg ok. 250 m za ostatnim zagajnikiem. Skręćcie tam w lewo, w trawiastą drogę, by przez ok. 800 m mknąć wprost na zachód do najbliższego punktu z krzewami i drzewami. To Żarski Kamień, gdzie zakręcacie o 90 stopni (nie jechać drogą wprost w dół) i na przełaj na lewy skraj wzgórza, skąd ścieżką w dół do pobliskiego narożnika lasu. Jego brzegiem przemieszczamy się szybko nad kolejną Dolinkę - Racławki - i wąwozem granicznym na łeb i szyję zjeżdżamy na jej dno. Jest to niewątpliwie najbardziej stromy zjazd całej trasy. Uwaga na bardzo trudne technicznie miejsce, które znajduje się na ostatnich metrach zjazdu gdzie ścieżka resztkami dawnej grobli granicznej. Nasza ekipa była tu już bardzo zmęczona i nie obyło się bez kilku efektownych, choć niegroźnych wywrotek. Dlatego też, jeżeli nie czujecie się zbyt pewnie, jedźcie lepiej pięknie wijącą się z prawej strony po stoku drogą traktorową. Osiągając dno doliny stajemy na skraju Racławic, pod Skałą przy Granicy.

Tutaj pożegnamy się z Granicą Dwóch Cesarzy i rozpoczniemy odwrót w kierunku Rudawy. Najlepiej to zrobić Doliną Racławki, do Dubia i dalej szosą. Można też jechać przez Paczółtowice do Krzeszowic.


Zoceerował i odrobinkę skrócił Szymon "Zbooy" Madej (ysmadej@cyf-kr.edu.pl)
Copyright © 1994 by Góry. Mapa copyright © 1995 by PPWK S.A.
    13.12.99 22:58